Tytuł - Święta z BTS w innym świecie
Paring - Agnieszka x V
Zespół - BTS
N/A - Tak, wiem, ze jest to dosyć dziwne, ale osobą które nie interesują się kpopem, podobało im się. Wysyłałam je na konkurs, ale jak widać jakoś tak mnie poniosło i było nie za bardzo zgodne z tematem O.o. Poprzednie wersje, takie "normalne" jakoś mi się nie podobały i nie miały "tego czegoś" w sobie. Mam nadzieję, ze wam się spodoba. Takie trochę długo po świętach, ale no...
Zima nadeszła szybko i niespodziewanie, spadł śnieg. Gdzie się obejrzałam było biało, ruszyłam przed siebie. Postanowiłam wyjść z domu na spacer, nie miałam ochoty słuchać kłótni rodziców, w szczególności iż tego dnia były święta Bożego Narodzenia, a dokładniej ich wigilia. Przechadzałam się po pustym mieście. Wszyscy woleli siedzieć w ciepłych domach z rodziną. Strzepnęłam jasny puch, który osadził się na jednej z huśtawek na placu zabaw. Zero dzieci. Kompletna pustka, a przecież jeszcze parę miesięcy temu maluchy błagały swoje mamy lub ojców, by poszły z nimi w to miejsce. Cicho westchnęłam wypuszczając powietrze z parą.
Gdzieś słyszałam jakąś piosenkę. Dobrze mi znaną piosenkę – BTS „I need you”. Wsłuchałam się dokładnie w tekst. Tak, to była ona. Gdybym nie miała wtedy na sobie zimowej kurtki, która ograniczała moje ruchy z pewnością zaczęłabym ruszać się w rytm muzyki. Szeptałam pod nosem jej słowa.
Wstałam z bujawki i pobiegłam w stronę miejsca skąd się wydobywała. Z każdym krokiem dźwięk był coraz głośniejszy. Wbiegłam na rynek, gdzie zauważyłam trójkę Koreańczyków tańczących koło wielkiej choinki. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok. Byli idealnie zgrani, każdy ruch perfekcyjnie dopracowany i wyćwiczony. Efekty długotrwałej pracy nad choreografia były bardzo widoczne, żaden się nie mylił. Układ w refrenie może nie był za prosty, mnie ciągle myliły się strony, jednak oni byli wytrenowani. Gdy mnie zauważyli przestali się ruszać, jakby nagle zamienili się w ludzkie bryły lodu, a muzyka ucichła.
- Witam. – przywitałam się niepewnie, składając przy okazji ukłon jako wyraz szacunku.
- Widziałaś nas? – spytał lekko speszony najniższy z chłopaków.
- Nie za dużo, ale wiem kim jesteście…
- Nie wiesz! Nikt nie wie! – wykrzyczał brązowowłosy, którego grzywka miała kolor zieleni.
- Jak to? Jesteście Bangtan Boys, popularny zespół z Korei Południowej. – rzekłam.
- Wszyscy tylko o tym myślą, nie wiesz kim naprawdę jesteśmy. Ten świat to dla nas za dużo, uciekamy do własnego, gdzie możemy być sobą. Wszyscy wymagają od nas dojrzałych decyzji, a przecież nadal jesteśmy młodzi.
- Czyli to prawda… Macie kompleks Piotrusia Pana, to co pokazaliście w ostatnich wideo ukazywały poniekąd prawdę…
Niedawno, dokładnie 30 listopada na świecie ukazał się nowy teledysk do najnowszej piosenki, lubiłam tą serię na różne sposoby interpretować, a także czytać co inni o tym sądzili. Widziałam jedną pracę, gdzie było napisane o tym syndromie. Myślałam, że to zwykła fikcja, nie podejrzewałam, że to stanie się rzeczywistością, że to jest prawdziwe. Do tego jeszcze trzech moich ulubionych członków właśnie stoi przede mną. Tego było za dużo.
- Zaopiekujesz się nami? – zapytał nagle ostatni z trójki.
- Jak to? Gdzie obecnie mieszkacie?
- Zamieszkujemy szczyt tej choinki! – chłopak z dwukolorowymi włosami wskazał na zielone drzewo obok nich.
- Zostaniesz naszą królową? Pani, jestem Kim Taehyung, znany także jako V, ten człowiek obok mnie to Jeon Jeongguk, którego nazywamy Jungkook, oraz ostatni Park Jimin, brak specjalnej nazwy.
- Dlaczego ja?
- Nasza przepowiednia głosi, że „W dniu bożych narodzin odnajdziecie prawdziwą królową swą, a ona zamieszka z wami i poprowadzi narodem, opiekując się podopiecznymi...” Proszę wyraź zgodę.
- Co z moim dotychczasowym życiem?
- Do naszego świata najczęściej wchodzimy podczas snu, w nocy. Uprzednio trzeba powiedzieć „Pragnę odwiedzić ten nieznany mi świat, otwórzcie się bramy”. Czas tam płynie zupełnie inaczej niż w tutaj. Jedna minuta na ziemi to u nas godzina. Tylko nie wypowiadaj o Pani tam swych najskrytszych marzeń na głos, gdyż mogą się spełnić. W Wigilię najbardziej trzeba uważać, nie możliwe tego dnia może się dokonać.
Mężczyźni złapali się za dłonie tworząc koło, w którym ja byłam w środku. Wypowiedzieli podane mi wcześniej słowa, każąc przy okazji zamknąć mocno oczy oraz, gdy nie będę mogła utrzymać się już na nogach objąć jednego z nich. Tak też zrobiłam, kiedy traciłam grunt pod stopami chwyciłam się Jungkooka.
Czułam jakbym latała, jakbym była motylem. Nowe, nieznane mi dotąd zapachy zaczęły dochodzić do moich nozdrzy. Były takie obce, a zarazem intrygujące. Coś po prosty pchało mnie w ten inny świat. Dopiero gdy, mogłam już spokojnie stać otworzyłam oczy. Wszystko wyglądało tak pięknie. Niektóre domki były z kart, jednak jawiły się stabilnością. Wszystko było takie inne. Spojrzałam w górę, na niebie widziałam różne ptaki - bociany, skowronki, sikorki i kruki. To miejsce było takie magiczne, zupełnie różniło się od tego, w którym ja obecnie żyłam.
Zostałam zaciągnięta do największego budynku, który mienił się w przedsionku różnymi kolorami tęczy. Światło, które wpadało do środka odbijało się od luster umieszczonych po obu stronach wejścia. Mogłam dokładnie siebie obejrzeć. Jimin poinformował mnie, iż święta tutaj trwają co najmniej tydzień, chociaż zdarzały się przypadki, że cały miesiąc świętowali. Przyjęło się u nich, że dwudziesty czwarty grudnia jest najdłuższym dniem w całym roku.
W pałacu dostałam własne pomieszczenie, takie na odosobnieniu. Za często tam nie dane mi było przebywać. Po długim oraz wyczerpującym spacerze doszliśmy do Sali bankietowej, gdzie poznałam resztę narodu wraz z pozostałymi ochroniarzami. Oprócz tej trójki, która pomogła mi dostać się do tego miejsca, było ich jeszcze czterech. Reszta podwładnych była po prostu taka nijaka i szara.
- Królowo, nasze przygotowania do świąt niedługo się zakończą. Już dziś będziemy mogli ucztować. – rzekł Rap Monster, on tu panował, gdy mnie jeszcze nie było. Był to wysoki Koreańczyk o delikatnie różowych włosach, które mieniły się na różne odcienie w zależności od kątów padania światła. Na białą, zwykłą koszulkę miał narzuconą czarną, skórzaną kurtkę, która dodawała mu niezwykłego uroku.
- Przyjdę w nocy, u mnie pewnie zaczynają się o mnie martwić. Potrzebuję informacji – ile w tym roku trwa wigilia? – zabrałam głos.
- Według kalkulacji Jina, powinno to zająć nam koło trzech tygodni, tak wskazuje dokładne ułożenie gwiazd.
- Dobrze, przygotujcie się, ja niedługo do was wrócę.
W domu szybko zaczęliśmy celebrować to święto, stół był nakryty nową zastawą. Wszędzie był przeróżne sałatki wraz z innymi potrawami. Wyglądało bardzo smacznie, jednak w tym był problem, że nie byłam jakimś smakoszem, tego było według mnie stanowczo za dużo jak na siedem osób. Nawet jeśli, to miało starczyć nam na parę dni. Po skończonej wieczerzy byłam bardzo zmęczona, nie wiadomo po czym i dlaczego, a sen przyszedł mi dość szybko. Weszłam do tego innego świata. Każdy tam sobie ufał, zero jakiś jakichś większych konfliktów, można było być kimś kim naprawdę jest. Bez konieczności kłamstwa, po prostu świat idealny.
- Pani! – krzyk Sugi wyrwał mnie z moich własnych myśli, w których byłam pogrążona. – Wszystko jest już przygotowane, tylko na królową czekamy.
Dostałam od moich ochroniarzy ciemno-różową sukienkę, która sięgała ledwo przed kolano wraz z czarnymi butami na obcasie. Bardzo się wśród nich wyróżniałam, nie dość, że byłam jedyną kobietą na wysokim stanowisku, to te kolory były dosyć wyraźne.
Na Sali bankietowej aż wrzało od przeróżnych krzyków i rozmów, jednak kiedy mnie ujrzeli nagle zrobiło się strasznie cicho. Każdy wpatrywał się we mnie jakbym była jakimś cudem świata. Fakt, dla nich byłam najważniejszą osobą. Zasiadłam przy jednym z wielkich, drewnianych stołów wraz ze strażnikami. Każdy składał sobie nawzajem życzenia. Ciężko było zliczyć resztę ludzi, którzy nawet nie byli świadomi, gdzie są. Weszli tutaj zupełnie przez przypadek, bez starań. Ich wzrok był taki zamglony i nieprzytomny, po prostu spali. Wszelakie światła zgasły, a na każdym ze stołów zostały pozapalane świeczki. Delikatne promienie oświetlały całą salę, koło złotych talerzy widniały przeróżne potrawy, od słodyczy, aż po wszelakie tradycyjne dania
Nasza uczta trwała do czasu, aż wszyscy nie zaczęli skarżyć na bóle brzucha z przejedzenia. Przez chwilę odpoczywaliśmy, by zaraz włączyć muzykę i tańczyć w jej rytm. Taehyung jako jedyny stał na uboczu, z dala od wszystkich, którzy świetnie się bawili .
Podeszłam do niego proponując wspólny taniec, chłopak nieśmiało i niepewnie chwycił moje dłonie prowadząc na sam środek parkietu. Co jakiś czas posyłał w moją stronę swój uroczy, kwadratowy uśmiech. Podczas naszego pokazu talentów w samym centrum, nogi mnie same prowadziły, nasze kroki były idealnie zsynchronizowane, tak jakbyśmy wcześniej razem ćwiczyli. Najpierw majestatyczny walc wiedeński, bardzo stonowany i delikatny na ważne uroczystości. Potem trzeba było popracować biodrami i wymachiwać rękoma. Oczywiście nogi po tym strasznie bolały, kto normalny by tak nimi przebierał, ech, takie już uroki czaczy. Kolejnym, zresztą moim ulubionym tańcem było tango argentyńskie, jednak nie taki zwyczajny układ. Nasz był o wiele bardziej dynamiczny, pasujący do muzyki. Na koniec została nam rumba oraz polonez. Wszystkie one były przepiękne. Nie schodziliśmy wcale na przerwę, nawet nie uczułam przy nim zmęczenia. Gdy mnie obracał czułam się delikatna niczym piórko.
Bawiłam się z nimi wspaniale przez te parę moich nocy, które bardzo szybko mijały. Pewnego razu, nadal były to święta V przyszedł do mojego pokoju. Chwilę posiedział, wyglądał tak jakby bił się ze swoimi własnymi myślami. Chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział co i jak to sprecyzować.
- Agnieszka… ucieknijmy do innego, nieznanego nam miasta. – po długiej chwili wydusił, to co chciał od początku wizyty w mym pomieszczeniu.
- To może być niebezpieczne… Dlaczego chcesz uciec? Przecież już uciekasz, jesteś tutaj świadomie.
- Chciałbym pobyć z kimś, kto mnie rozumie na osobności. Z dala od ludzkości.
- Kiedy? – spytałam krótko.
- Dziś w nocy.
Tak też się stało. W krainie nastał zmrok, a my po cichu pobiegliśmy w nieznane. Nie przestawaliśmy, bez przerwy. Po pewnym czasie nogi nas bolały, jednak to nam nie przeszkadzało. Z dala widzieliśmy już stare, opuszczone budynki, jeden z nich wyglądał nawet przytulnie. Postanowiliśmy się tam zatrzymać. Taehyung osunął się na jednej ze ścian podkulając przy okazji swoje nogi, po chwili ja poszłam w jego ślady. Byłam zmęczona wysiłkiem, więc delikatnie oparłam o jego ramię swoją głowę.
- Kim ja dla ciebie jestem? – zadał to pytanie swoim głębokim, zachrypniętym głosem.
- Jesteś dla mnie bardzo ważną osobą, poniekąd, gdyby nie ty… mnie by tu mnie nie było.
- Jak będę najważniejszą osobą, dasz mi znać, dobrze?
Odpowiedziałam mu krótko i zasnęłam. Po raz pierwszy zasnęłam we własnym śnie, dalej nie wierzyłam, że ja ich znam. To nadal było dal mnie takie nie pojęte, te wchodzenie do nich, takie dziwne. Moim celem, który sobie zaplanowałam, było pozbycie się tego ich syndromu. Pragnęłam ich uleczyć, by wrócili do normalnego życia, bez ciągłych ucieczek.
Nazajutrz nikt nie zauważył naszego zniknięcia i spokojnie powróciliśmy do naszego miasta. Jedna noc w tej nieznanej miejscowości trochę odbiła nam się na zdrowiu, spaliśmy bez żadnego okrycia, na zimnej podłodze. To było dosyć nierozsądne, jednak według mnie było warto. Kichnęłam parę razy, spojrzałam się przez okno, za którym ujrzałam grupkę dzieci bawiącą się na podwórku. Ich roześmiane twarzyczki wywołały u mnie delikatny uśmiech. Siedziałam sobie wygodnie na jednym z parapetów, wszędzie nadal roznosiła się ta świąteczna atmosfera. Poczułam ciepłe, męskie ręce, które oplotły mnie wokół talii. Poczułam wtedy bardzo przyjemny zapach perfum, to był Tae. Ta nasza wyprawa zmieniła coś we mnie, tak jakbym zaczęła go darzyć większym uczuciem, niż resztę.
- Czuję się, jakbym był najbardziej samotnym stworzeniem na tym świecie… - rzekł Koreańczyk.
- Nie jesteś samotny, jesteśmy tutaj z tobą.
Obróciłam się w jego stronę, moje dłonie spoczęły na jego policzkach. Delikatnie je pogładziłam, patrzyłam się w jego czarne oczy, były takie piękne. Nigdy nie lubiłam utrzymywać z kimś długiego kontaktu wzrokowego, jednak on był taki wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju.
~~***~~
Mimo kalkulacji Jin’a kraina ta postanowiła świętować cały rok, może i tam czas leciał bardzo szybko, to u nas tylko się obejrzeliśmy, już trwały przygotowania do kolejnych świąt. Zebrałam w sobie odwagę i poniekąd siłę na przemówienie. Zwołałam wszystkich do Sali bankietowej. Starałam dotrzeć do ich duszy, by zrozumieli, że ucieczka nie ma już więcej sensu. Taehyung już dawno, dzięki mnie pozbył się syndromy, teraz tylko na nich była pora. Z nim akurat było łatwo, zostaliśmy parą, jednak reszta nic o tym nie wiedziała. Czułam, że świat powoli przestaje istnieć. Udawało mi się! Powoli, każdy uświadamiał sobie, że wreszcie czas na podjęcie właściwej decyzji.
- Królowo, proszę daj nam jeden dzień na przemyślenie tego. – powiedział Hoseok.
- Nad czym jeszcze chcesz myśleć? Wszyscy opuszczają to miejsce, które powoli przestaje istnieć. Zostało one zbudowane przez was i przez was się burzy. Zaraz go nie będzie, a ty zostaniesz uwięziony tutaj już na zawszę, lepiej chodź z nami.
- Dopóki martwe liście nie powrócą na stare drzewa, świat będzie nadal bytować. – rzekł V. – Spójrzcie tutaj, na tą małą jabłoń
- Ona jest nie ważna, jedna nic nie zmieni! – krzyczał J-Hope.
Wokół małego drzewka było pełno liści, które już dawno były przez nią zrzucone, jednak po chwili one z ciemnych i brudnych kolorów zmieniły się w piękną zieleń. Powróciły na swoje stare miejsce. Widok ten zaparł mi dech w piersi, to było takie niesamowite. Jednak, gdy inne rośliny poszły w ślady jabłonki chłopak zdecydował się na opuszczenie. My wraz z Taehyungiem zniknęliśmy jako ostatni.
Powoli otworzyliśmy oczy, byliśmy na rynku, tam gdzie się spotkaliśmy. Jednak rok zleciał, to był dokładnie ten sam dzień, wigilia. Najstarsza czwórka zdecydowała się na powrót do stolicy Korei Południowej, zaś trzema najmłodszymi członkami miałam się zająć przez parę dni. Wróciliśmy do mojego domu, gdzie przedstawiłam rodzinie młodych mężczyzn, wraz z tym jedynym. Oznajmiłam im, że ja i V jesteśmy razem.
Ten rok był dla mnie niezapomniany, nigdy nie przeżyłam takich dziwnych i długich świąt. Cieszyłam się ze swojego sukcesu w sprawie uwolnienia ich od ciągłego chowania się. To była pora dla nich, by dorosnąć. Czas, by wyjść z cienia. Pokazać się z jak najlepszej strony, by fanki były zaskoczone zmianą. Z młodych chłopców w dojrzałych mężczyzn.
Uśmiechnęłam się na widok Jimina, który bawił się z Jungkookiem, czułam się wtedy jakbym ja była ich mamą, a V tatą. Bylibyśmy ciekawą rodzinką. Uśmiechnęłam się w ich stronę, a po chwili złożyłam delikatny pocałunek na ustach mojego zakochanego chłopaka. Wierzyłam mu we wszystkie, no oprócz tych chwil, kiedy żartował. Podczas swojego świątecznego występu, na który musieli mnie ze sobą zabrać zostałam oficjalną dziewczyną tego kosmity. On był moim najpiękniejszym i najbardziej wymarzonym prezentem jak chciałam dostać na święta. Wszystkie marzenia się spełniają.
~Narica
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz