'Upadek'
Pairing: Taemin x LuizaGatunek: one shot, angst, darkfic, T
Ostrzeżenia: brak
Drogi Taeminie!
Tak w ogóle to nie wiem co mnie zmusiło do napisania tego listu. Może fakt, że ciągle Cię kocham? Nie wiem. Chciałabym się z Tobą pożegnać, bo już więcej mnie nie zobaczysz. Cieszysz się, prawda? Chciałeś od samego początku, żebym odeszła i nigdy nie wróciła. Cholernie mnie to boli. Dalej pamiętam jak się poznaliśmy.. Byłam wtedy szczęśliwa. Byłam najszczęśliwszą osobą na tej cholernej Ziemi! Każde spotkanie z Tobą dodawało mi zachęty, żebym dalej żyła. To ty mnie uratowałeś nad skokiem w przepaść. Gdyby nie ty to już mnie tu nie było. Dziękuję Ci za to. Dziękuję Ci, że dawałeś mi złudzenia, że kiedyś będziemy razem. Dziękuję, że każdego dnia krzywdziłeś mnie coraz bardziej. Dziękuję, że bawiłeś się moimi uczuciami. Dziękuję, że mnie ignorowałeś. Właśnie wtedy najbardziej cierpiałam. To tak jakby ktoś mi wbijał szpilki w serce. To bolało, wiesz? Ale już nie boli. Już nigdy nie będę odczuwać tego psychicznego bólu, który rozkurwiał moją psychikę na kawałeczki.
Dalej pamiętam nasze pierwsze spotkanie. Ja wtedy siedziałam sama na ławce w parku i rysowałam. A ty akurat wtedy przechodziłeś i pochwaliłeś moje rysunki. Tylko kilka słów, a tyle szczęścia. Przynajmniej dla mnie. Może dla Ciebie byłam zwykłą dziewczyną? Nie wiem i nie chcę tego wiedzieć. A ściśle mówiąc nigdy się tego nie dowiem.
W każdym razie jestem Ci wdzięczna, że zapełniłeś moje dni szczęściem. Nawet tym fałszywym szczęściem. Jeden dzień pamiętam najszczególniej. To był najgorszy dzień mojego życia. Był nawet gorszy niż dzień, w którym zmarła moja mama. Wtedy oznajmiłeś mi, że masz narzeczoną. Dalej pamiętam ten chłód, który lizał moje gołe ramiona. Akurat wtedy dla Ciebie włożyłam tą sukienkę bez ramiączek, która, cała podarta i zakrwawiona, wylądowała w koszu na śmieci. Pamiętam jak przedzierałam się przez las. Aby jak najdalej od Ciebie. Potknęłam się wtedy o wystający konar i zwaliłam się na ziemię tracąc przytomność. Obudziłam się w szpitalu. A przy łóżku siedział TYLKO mój tato. TYLKO on. A ty gdzie wtedy byłeś? Byłeś z nią. Świętowałeś swoje zaręczyny.
Po prostu chciałam być szczęśliwa. Tylko tego pragnęłam.
Luiza
Blondyn odrzucił skrawek jakby go poparzył. Z bezsilnością osunął się na kanapę. Nie, nie i nie! To nie powinno tak być! Doskonale wiedział, że popełnił błąd. Powinien za nią wtedy pobiec, kiedy uciekała. Powinien ją przytulić i uspokoić. Ale nawet wtedy było już za późno. Nic nie mógł już zrobić. Miał związane ręce. I to wszystko przez jego rodziców! Oni zadecydowali, że ożeni się z Yoomin. Kierowali jego osobą niczym marionetką. Decydowali za niego z kim ma się spotykać, z kim ma się przyjaźnić... Ograniczali jego wolę do minimum. Czasami miał dość, chciał uciec od tego wszystkiego, ale nie mógł. Kochał ich, chociaż nie dawali mu dość do słowa.
Od dziecka chciał zostać piosenkarzem. Kochał tańczyć i śpiewać. Pamiętał ten dzień, kiedy w wieku 12 lat oznajmił rodzicom o swoich pasjach. Najpierw byli zszokowani, a następnego dnia przenieśli o do innej szkoły. Ciągle prosił, wręcz błagał, żeby go zapisali do jakiejkolwiek szkoły tanecznej czy muzycznej. Zawsze odmawiali, tłumacząc, że to dla jego dobra. Planował uciec z domu. A kiedy zachorował jego ojciec.. Wszystko co planował rozsypało się. Akurat wtedy rodziciele zadecydowali, że on dostanie w spadku firmę taty. Wybrali mu także narzeczoną. A teraz jeszcze to! Czuł, że jego psychika więcej żadnych nowości nie wytrzyma.
Czuł jak ręce mu drżą od nadmiaru emocji. Przypomniawszy o liście, który dostał, stanął chwiejnie. Stąpał niepewnie, a kiedy przekroczył próg drzwi puścił się biegiem. Chciał być jak najszybciej u niej. Miał cichą nadzieję, że nie jest jeszcze za późno. Nogi same go poniosły do domu Luizy. Zaczął się dobijać do drzwi. Nikt nie otwierał. Pociągnął za klamkę - otwarte. Wchodząc do holu z przerażeniem stwierdził, że jest cicho. Za cicho. W powietrzu można było wyczuć woń smutku i pustki. Pognał do pokoju swojej ukochanej. Wpadł jak burza, ale chwilę potem stał w bezruchu patrząc nieprzytomnie na istotę leżącą na podłodze.
Ciemne, długie włosy, które kochał dotykać, leżały rozsypane wokół jej głowy tworząc niebiańską aureolę. Ręce i nogi, przeraźliwie chude, zostały porozrzucane na wszystkie strony. Jej twarz była wymizerniała i blada. Spod otwartych oczu patrzyły ciemne niczym noc, oczy. Ciemne ubrania przykrywały wychudzone ciało. Obok jej osoby leżała rozbita buteleczka, a wokół jej rozsypane białe tabletki.
Dla Taemina był to dość makabryczny widok. Pamiętał Luizę jako uśmiechniętą, wesołą dziewczynę. Taką właśnie ją kochał. Naturalną, uroczą... Czuł nawet w kościach, że to z nią powinien się ożenić. Ale musiało to się wszystko pokomplikować. Czuł się bezsilnie. Chciał się rozpłakać - ale jego oczy były dziwnie suche, niezdolne do wytworzenia łez.
No cóż mógł teraz zrobić? Nic. Przecież to już koniec. Nic już nie miało sensu.
Z bijącym jak młot sercem podszedł bliżej ciała. Dopiero teraz zauważył u niej lekki uśmiech na ustach i łezki w kącikach oczu. Powędrował wzrokiem do oczu. Były puste, lecz szczęśliwe.
Pół godziny później przyjechało pogotowie wezwane przez ojca Luizy, który zastał martwą i Luizę i Taemina.
/ Jieun
PIĘKNE <3 DZIĘKUJĘ KOCHAM I ZABIJE <3 CHCE WIĘCEJ
OdpowiedzUsuńpopłakałam się... smutneale piękne weny!
OdpowiedzUsuń