Trzy dni zajęło mi napisanie tego ficzka, ale dałam radę ^^
Dla Ciebie ♥
~Yuki
.
.
.
.
Ciemność.
Cisza.
Samotność.
Boję się…
~~*~~
Siedziałam skulona pod ścianą. Byłam w piwnicy, jedynie
słabe promienie księżyca wpadające przez małe zakratowane okno przypominało mi
o istnieniu światła.
Wokół panowała cisza. Mogłam usłyszeć bicie mojego przerażonego
serca.
Byłam sama.
Sama, zamknięta w małym pokoju w piwnicy. W ciemnościach.
Na klucz.
Wszystko, żeby zaszkodzić im i jemu.
Nie chcę. Nie chcę, żeby coś im się stało. Nie chcę, żeby po mnie przychodzili. Oni tylko na to
czekają. Chcą ich złamać.
Ale chcę, żeby mnie stąd zabrali.
Boję się…
~~*~~
Po raz kolejny ocierając łzy spojrzałam w okno. Z tego, co
pamiętałam, jutro miał być 20 marca.
Moje urodziny.
I czwarta rocznica poznania Rena.
Ren…
Najważniejsza osoba.
Najpiękniejsze wspomnienie.
Wspomnienie…
Zamknęłam oczy, oparłam się o ścianę i pogrążyłam się we
wspomnieniach. Tylko one trzymały mnie jeszcze przy życiu.
One i myśl, że gdzieś tam on mnie szuka.
Że czeka.
Że kocha.
~~*~~
Wszystko zaczęło się 20 marca 2010 roku. To wtedy, w moje czternaste
urodziny poznałam Choi Min Ki’ego.
To był zwykły dzień. Było słonecznie i całkiem ciepło,
jednak bluza była potrzebna.
Chodziłam wtedy do drugiej klasy gimnazjum. Dwa lata
wcześniej przeprowadziłam się z Polski do Korei. Nie lubiłam Korei. A raczej
koreańskich szkół. Za dużo nauki.
Jak zwykle po szkole poszłam na spacer. W Seulu był park i
chociaż nic w tym czasie nie kwitło, był piękny. Idąc równą żwirową ścieżką
rozkoszowałam się tym specjalnym dniem. Dotarłam do placu zabaw. Było pusto.
Usiadłam na huśtawce, przymknęłam oczy i zaczęłam powoli się bujać.
Nawet nie zauważyłam, kiedy na sąsiedniej huśtawce pojawiła
się kolejna osoba chętna zabawy. Zorientowałam się, że tam jest tylko dlatego,
że huśtawki lekko skrzypiały. Otworzyłam oczy i przyjrzałam się przybyszowi.
Najpierw wzięłam go za dziewczynę, ale okazało się, że to
chłopiec. Miał bardzo delikatne rysy twarzy, ciemne, jak wszyscy wschodni Azjaci, oczy,
piękne usta. Wtedy jeszcze czarne, ale całkiem długie włosy rozwiewał marcowy
wiatr. Chłopiec popatrzył na mnie i się uśmiechnął.
- Cześć. Co tam u ciebie? – spytał.
- Hej. Jest świetnie. – odpowiedziałam wesoło, bo
rzeczywiście tak było. – A co u ciebie?
- Też wspaniale. Dzisiaj dostałem się do Pledis
Entertainment jako trainee. – szczęście miał po prostu wypisane na twarzy. –
Choi Min Ki. – pochylił głowę w ramach ukłonu. – A ty?
- Agnieszka. Miło mi się poznać, Min Ki.
- Możesz powtórzyć swoje imię?
- Jasne. Brzmi Agnieszka. To polskie imię.
- Aneska?
- Nie, Agnieszka.
- Aniesika?
- A-gnie-szka. Agnieszka.
Chłopiec podrapał się po głowie i spytał:
- A jest jakieś zdrobnienie?
- Tak. - Zaśmiałam się. – Aga. Ale mówią na mnie Just.
- Czemu?
- Eee… Co czemu? – zdziwiłam się.
- Czemu Just. To brzmi jak angielskie „just” czyli „tylko”
– jego poważne oczy wpatrywały się w moje. – Wymyślę ci coś innego.
- S-słucham? Jak to „wymyślisz mi”?
- Normalnie. Wymyślę ci przezwisko, które odda twoje piękno
i wyjątkowość.
Chłopiec zamyślił się. Patrzyłam na niego osłupiała. Ale to
było przyjemne osłupienie. Przed chwilą nazwał mnie piękną i wyjątkową.
Po chwili milczenia Min Ki się odezwał.
- Rain.
- Słucham?
- Nazwę cię „Rain”. „Deszcz”.
- „Deszcz”? Naprawdę? Chcesz mnie nazwać Deszcz?
- Tak. Deszcz jest piękny. Daje życie. To po nim kwiaty i
trawy pachną mocniej. Dzięki niemu cieszymy się ze słońca. Lubię deszcz. –
Popatrzył mi w oczy. Widziałam w nich szczerość, powagę. Uśmiechnęłam się.
- Rain… Podoba mi się.
Już wtedy wiedziałam, że będziemy się częściej widywać.
~~*~~
Usłyszałam zgrzyt żelaza. Drzwi do mojej „celi” gwałtownie
się otworzyły. Wkroczył przez nie zamaskowany mężczyzna z butelką wody w jednej
ręce i suchą bułką w drugiej. Niedbale rzucił mi mój posiłek, potem
„przypadkiem” mnie kopnął, zaśmiał się i wyszedł.
Masując obolałą nogę wzięłam kęs pieczywa. Jakimś cudem
okruszek wpadł mi za bluzkę. Chciałam go wyciągnąć. Moje palce napotkały coś
zimnego.
Mój naszyjnik.
Srebrne serduszko ze szmaragdem na łańcuszku.
Prezent od Rena.
Wspomnienia odżyły.
~~*~~
- Gwiazdy są piękne. – powiedział leżący obok mnie Ren.
Potaknęłam. Odwrócił się do mnie i dodał. – Ale nie piękniejsze od ciebie.
Znałam Min Ki’ego już dwa lata. To był wieczór 20 marca
2012 roku. Pięć dni po debiucie NU’EST. Zostaliśmy parą dokładnie miesiąc
wcześniej.
Ren zabrał mnie wieczorem do parku. Było ślicznie. Gwiazdy,
księżyc, bezchmurne niebo, szumiące drzewa, miękka zielona trawa.
On i ja.
Leżeliśmy razem trzymając się za ręce. Było nam bardzo
dobrze.
W pewnej chwili chłopiec sięgnął do kieszeni i wyciągnął z
niej mały przedmiot.
- Co to? – spytałam zaciekawiona.
- To dla ciebie. Wszystkiego najlepszego, Rain. –
Powiedział wręczając mi małe ozdobne pudełeczko.
To właśnie tego dnia Ren podarował mi ten naszyjnik. Był on
prezentem z okazji urodzin, debiutu jego zespołu i jako pamiątka pierwszego miesiąca
związku.
Kochałam ten naszyjnik.
Ale Rena jeszcze bardziej.
- Rain? – Ciągle używał przezwiska, które sam dla mnie
wymyślił. Moje imię w dalszym ciągu sprawiało mu trudności, chociaż wymawiał je
o wiele lepiej, niż na początku.
- Tak?
Zamiast odpowiedzi dostałam pocałunek.
- Ja też cię kocham. – wyszeptałam, gdy oddzieliliśmy nasze
wargi.
- Dziękuję ci, Rain.
- Za co?
- Za to, że dzięki tobie dałem radę przetrwać treningi. Że
nie pozwoliłaś mi się poddać. Że mnie pocieszałaś. Za to, że jesteś dla mnie
wsparciem. I za to, że mnie kochasz. Może nawet tak bardzo, jak ja ciebie.
Tym razem to ja go pocałowałam.
- Tak. Kocham cię tak, jak ty mnie. A może bardziej?
~~*~~
Przeżuwając suchą, pozbawioną smaku bułkę zastanawiałam
się, czy tamte słowa były prawdą. Naprawdę kocham go bardziej, niż on mnie? Nie
wiem. Ale ta niewiedza mnie nie przerażała. Cieszyłam się, z tego. Gdyby się
okazało, że to on kocha mnie mocniej, byłabym szczęśliwa. Gdybym to ja jego –
także. Po równo – byłoby idealne.
Za oknem zawył bezpański pies.
Z niepokojem spojrzałam w stronę zakratowanego okna.
Powróciło najgorsze wspomnienie…
~~*~~
To było niedawno, trzy dni temu, 16 marca 2014.
Szłam z Renem przez ulice Seulu. Było już późno, ale
chcieliśmy się przejść. Musieliśmy się dotlenić. On był zmęczony treningiem,
mnie cały dzień bolała głowa.
Niebo było zachmurzone, wokół tylko od czasu do czasu
przechodził spieszący się gdzieś człowiek, raz minęliśmy jakiegoś pijaka
siedzącego pod ścianą jakiegoś sklepu. Ale i tak było przyjemnie. Szliśmy w pełnej
miłości ciszy.
Po jakimś czasie zaczęłam czuć na sobie czyjeś spojrzenie.
Nie Rena.
Ale gdy się odwracałam niczego nie widziałam.
Może to przez głowę?
Ale ciągle czułam na sobie czyjś nieżyczliwy wzrok…
Denerwowało mnie to. Po raz kolejny się obejrzałam do tyłu.
Nic.
- Co się stało? – spytał Min Ki. Przystanęliśmy.
Niedaleko nas żałośnie zawył bezpański pies.
- Ciągle mam wrażenie, że ktoś nas obserwuje…
- Nie przejmuj się tym. To tylko…
Nie dokończył. W tym momencie jego usta i nos zostały
zakryte jakąś szmatą. Czyjaś ręka mnie gwałtownie pociągnęła do siebie.
Chciałam krzyknąć, ale taki sam kawałek materiału, jak ten u Rena zakrył mi
połowę twarzy.
Byłam przerażona.
Zaczęłam się szarpać, tak samo Ren. Ale jego ruchy stawały
się coraz słabsze, wolniejsze.
Poczułam się senna.
Ostatnie co zobaczyłam, to padającego Rena i tego pijaka
sprzed sklepu. Uśmiechnął się szyderczo i zawył jak pies.
Potem zapadłam w sen bez snów.
~~*~~
Kolejna łza skapnęła z mojego oka na podłogę.
Tak strasznie się bałam.
Porwali mnie anty-fani NU’ESTów… Jestem przynętą, zakładnikiem.
Wiem, że Rena zostawili nieprzytomnego na ulicy, że
wcisnęli mu liścik do ręki, że rzucili mu moją torbę. To wszystko jest po to,
żeby ich zranić.
Usiadłam, a raczej bezwładnie osunęłam się na zimną podłogę
i pozwoliłam łzom płynąć. Ale nie miałam siły, żeby wydać z siebie jakikolwiek
dźwięk. Byłam wyziębiona, niedożywiona, nie mogłam spać, ciągle siedziałam w
ciemnościach, z nikim nie rozmawiałam.
I tak przez trzy dni…
Wpatrywałam się obojętnie w kraty w oknie. Gdyby nie one,
uciekłabym. Okno było małe, ale dałabym radę się przez nie przecisnąć. Nie było
też wysoko. Chociaż tkwiło pod sufitem, odległość między krawędzią a podłogą
wynosiła jakieś półtora metra.
Tylko te żelazne kraty…
Usłyszałam jakiś łomot za żelaznymi drzwiami. Beznamiętnie
zwróciłam wzrok w ich stronę. Pewnie zaraz tu przyjdzie ktoś z nich, żeby się
ze mnie pośmiać. Ostatkiem sił otarłam łzy, żeby moi oprawcy ich nie widzieli.
Nie dam im tej satysfakcji.
Ale zamiast kroków i pobrzękiwania kluczy usłyszałam
krzyki. Kilka męskich okrzyków bojowych. Później odgłosy bijatyki. Czyjeś wycie
z bólu.
Nadzieja we mnie wstąpiła.
A zaraz po niej strach.
Przecież o to im właśnie chodziło! NU’EST miało tu przyjść!
A może to nie oni? Może to jednak policja?
Ktoś biegł przez korytarz. Znany mi zgrzyt zamka i w
piwnicy pojawił się ten „pijak”.
W oczach miał wściekłość.
A w ręce nóż.
~~*~~
Ruszył ku mnie.
Ale nie zdążył zrobić dwóch kroków.
Ujrzałam mignięcie blond grzywki, usłyszałam łupnięcie
metalu i mój prześladowca osunął się bezwładnie na podłogę.
Teraz w przejściu, zamiast dobrze zbudowanego, strasznego „pijaka”
stał niewysoki, chudy blondyn, którego z początku można by uznać za dziewczynę.
Nagle zrobiło mi się ciepło na sercu. Na nowo wybuchłam
płaczem, tylko tym razem był on spowodowany ulgą i szczęściem.
W tej właśnie chwili tulił mnie z czułością i uspakajająco głaskał
po głowie Ren.
Mój Ren.
Teraz już nic się nie liczyło.
~~*~~
- Wszystkiego najlepszego, Rain! – zawołali wszyscy
członkowie NU’EST.
Było już po północy. Znajdowaliśmy się w szpitalu. Ze względu
na mój stan zdrowia, który przez te trzy dni bardzo się pogorszył musiałam
zostać na noc w tej placówce.
Ale nie byłam sama.
Chłopcy byli ze mną.
Ren był ze mną.
Okazało się, że trzy godziny temu NU’EST razem z policją
ruszyli mi na pomoc. Porywacze siedzieli teraz w areszcie, ja zostałam
przesłuchana, dostałam odpowiednią opiekę.
Patrzyłam z wdzięcznością na piątkę cudownych chłopców.
Tak bardzo się cieszyłam.
Znów byliśmy razem.
~~*~~
Wszyscy, oprócz Rena wyszli z mojej Sali szpitalnej.
- Chcę ci coś powiedzieć. – powiedział mój ukochany.
- Tak?
- Agnieszka… - Wypowiedział moje imię! Moje pełne imię! - …Saranghaeyo.
Po tych słowach złożył mi delikatny pocałunek.
Tak. Znów byliśmy razem…
Już na zawsze.
~~*~~
Jakie piękne, Dziękuję Yuki nee-chan :')
OdpowiedzUsuńAż się popłakałam :')
A kce więcej :') XD
Chce Ren'a w swoje urodzony (w inne dni też XDD)
Kocham cię <3 To jest piękne :3
Cieszę się, że ci się podobało <3
Usuń