'Zamknij Oczy'
Ranek. Słońce przedzierało się przez jasne zasłonki oświetlając pomieszczenie. Podniosłam się na łóżku, leniwie otwierając oczy. Kolejny taki sam dzień. Automatycznie mój wzrok powędrował w stronę tajemniczego chłopaka. Spał do mnie tyłem. Westchnęłam trochę rozczarowana. Spokojnie Alice! Poznasz go, pomyślałam znów opadając na łóżko. Znudzona co chwila rzucałam okiem na zegarek. Dochodziła siódma. W zwyczaju nie mam wstawać tak wcześnie. Kiedy się budziłam akurat pielęgniarka wychodziła z sali, a po dziesięciu minutach przyjeżdżała Yosung.
- Jak się nazywasz? - usłyszałam nagle męski głos.
Odwróciłam głowę w jego kierunku zaskoczona nagłym pytaniem. Chłopak leżał na boku, wbijając we mnie wzrok. Miał ciemnobrązowe oczy okalane gęstą koroną rzęs, których by pozazdrościła nie jedna dziewczyna. Twarz przypominała okrągłą piłeczkę ze słodkimi policzkami. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak typowy Azjata, a po dokładniejszym przyjrzeniu się można zauważyć dodatkowe rysy. No i był stanowczo za słodki.
- Cha Alice. - wyjąkałam - A ty jak masz na imię?
- Kunpimook Bhuwakul, ale mów mi BamBam. - odpowiedział podnosząc się na łóżku.
Zamrugałam powiekami. BamBam...?
- Ciekawy pseudonim. - wyjąkałam z trudem.
Byłam lekko zawstydzona. Chłopak ciągle wiercił mnie swoim spojrzeniem. Próbowałam wyobrazić jak wyglądam. Brązowe włosy zebrane w rozczochrany kucyk, bez żadnego makijażu, totalnie nieogarnięta. Pewnie wyglądam jak jakieś zombie, pomyślałam poprawiając włosy.
- Czemu tu leżysz? - spytał.- Białaczka... - odpowiedziałam ze słabym uśmiechem - A ty?
Wzruszył ramionami po czym oznajmił:
- Rak trzustki. Nic takiego nadzwyczajnego.
- Przykro mi.
Naprawdę mu współczułam. Nawet po takiej krótkiej wymianie zdań wiedziałam, że był przemiłą i przesłodką osobą. Ale los nikogo nie oszczędza.
Nagle, ku mojemu zdziwieniu, do sali wpadła sześcioosobowa grupka chłopaków. Biegli niczym stado wielkich słoni w stronę BamBama przekrzykując się nawzajem. Okrążyli dookoła łóżko Kunpimooka.
- Bambbie! - Jak się czujesz?
- Tęskniliśmy!
Byli stanowczo za głośni, pomyślałam krzywiąc się.
- Cisza! - krzyknął Taj; chłopcy momentalnie ucichli - Też się cieszę, że was widzę i dobrze się czuję, ale nie powinniście drzeć się na cały szpital. - upomniał ich ze stoickim spokojem.
- Nie widzieliśmy ciebie przez dwa dni. - oznajmił Azjata z czupryną rudych włosów.
- Wszyscy się o ciebie martwią. - dodał kolejny z tej zgrai, tym razem brunet, który stał do mnie tyłem przez co nie widziałam jego twarzy.
- Nawet sam CEO! - wykrzyknął najwyższy z nich.Na co BamBam tylko się uśmiechnął:.
- To fajnie. Ale chcę, żebyście kogoś poznali... - skierował wzrok na mnie - Przedstawiam wam moją nową współlokatorkę, Alice!
Ku mojemu przerażeniu, wszyscy w jednym momencie się odwrócili. Każdy z nich świdrował mnie wzrokiem.
- Hej... - wyjąkałam z trudem pod naporem ich spojrzeń.
- Alice, to Yugyeom, Youngjae, Jae-bum, Mark, Jin-young oraz Jackson. - kolejno wyliczał Taj.
Nagle chłopak, który chyba miał na imię Mark, wyszedł lekko naprzód, uśmiechając się lekko głupio po czym oznajmił:
- Witaj Alice!
I tak właśnie zaczęła się moja przyjaźń z zespołem GOT7. (O tym, że tworzą boysband dowiedziałam się tego samego dnia. Coś tam słyszałam o nich w mediach oraz od koleżanek ze szkoły, ale nie interesowałam się tym zbytnio) Codziennie nas odwiedzali, przynosili czasami jakieś jedzonko, żartowali z moją mamą, która z resztą także bardzo ich polubiła. Wręcz sielankowato. Oczywiście pomijając, że jestem śmiertelnie chora i tam tego typu. Aż wreszcie ta harmonia musiała się zburzyć przez coś, a raczej przez kogoś.
Minęły dwa tygodnie od pamiętnego dnia, kiedy BamBam zapoznał mnie ze swoimi kolegami. Nastał ranek. Przez zasłonki wlewały się promienie słoneczne, które mnie zbudziły z przyjemnego snu. Od razu moje oczy powędrowały w stronę Taja. Dalej spał odwrócony twarzą w moim kierunku. Był taki słodki kiedy spał. Przez ten czas bardzo go polubiłam. Staliśmy się wręcz najlepszymi przyjaciółmi. Do tego jego wyniki poprawiały się. Zazdrościłam mu tego, bo lada dzień mógł wyjść ze szpitala, a ja dalej bym gniła w tym łóżku. I by mnie zostawił, zadźwięczały słowa w mojej głowie. Jak najszybciej odsunęłam te myśli. Nie, dalej byśmy się kontaktowali. Przecież jesteśmy przyjaciółmi.
Nagle drzwi się lekko uchyliły, a przez nie wszedł mężczyzna w białym kilcie. Na identyfikatorze widniało jego imię i nazwisko: Lee Jae Min. Posłał mi zmęczony uśmiech witając się cichym "Dzień dobry". W odpowiedzi kiwnęłam tylko głową.
- Kolega śpi? - kiwnął głową w stronę BamBama.- Tak.
- Żeby nie zaspał swojego powrotu do domu. - zażartował.
To był jak wiadro lodowatej wody. Z początku czułam pustkę, a następnie niespodziewany ból rozlał się po całym ciele paraliżując mnie. Nie mogłam nic powiedzieć ani nawet ruszyć palcem. Moje myśli krzyczały: Ale jak to wraca do domu?! Jak to opuszcza ten cholerny szpital?!
- J-Jak to? - zająknęłam się zszokowana wieścią.
Lekarz podszedł do łóżka tajlandczyka. Podniósł tabliczkę wiszącą na ramie. Chwilę ją poczytał po czym znów ją zawiesił.
- Kunpimook jest całkowicie zdrowy. Pielęgniarka pomyliła jego wyniki z wynikami innego chłopaka.
- Czyli nie ma raka? - wyszeptałam zdruzgotana.
Mężczyzna tylko przytaknął kiwnięciem głowy i schylił się ku chłopaku, który dalej spał. Potrząsnął jego ramieniem ogłaszając swoim basowym głosem:
- Wstawaj, wracasz do domu.
Azjata leniwie podniósł powieki. Kiedy dotarł do niego sens wypowiedzi zerwał się jak szalony z łóżka.
- Naprawdę?!
Cieszył się. Naprawdę ta wiadomość go uszczęśliwiła. I to mnie najbardziej zabolało. Chciałam, żeby leżał tutaj ze mną i znosił ten sam ból co ja. Na chwilę pociemniało mi przed oczyma, a następnie znów widziałam wesołego BamBama oraz uśmiechającego się Jaemina. Niewidzialny nóż przeszył moje serce na wylot. Wiem, że powinnam się cieszyć razem z nim, jak by to zrobiła prawdziwa przyjaciółka, ale to bolało. On leżał tu tylko dwa tygodnie, a ja cztery i nie zanosiło się na to, abym stąd wyszła. Znów będę sama leżeć w sali i podziwiać biały sufit. Może kogoś dadzą na miejsce Kunpimooka, ale nikogo tak bardzo nie polubię jak jego.
- Alice, cieszysz się? - spytał dalej radosny Taj.
Natychmiastowo przywołałam na twarzy uśmiech. Nie chciałam, aby dojrzał mój stan psychiczny.
- Jasne. - odpowiedziałam niemrawo.
Po dwudziestu minutach przyjechali kumple Bambama, a wraz z nimi jego rodzice. Wszyscy byli szczęśliwi. Oprócz mnie. Kunpimook był już spakowany i przebrany. Idealny do opuszczenia szpitala.
- Możecie na chwilkę wyjść? - poprosił Azjata - Chciałbym pogadać z Alice.
Wszyscy kiwnęli głową i wyszli na korytarz. Chłopak przysiadł koło mnie na łóżku. Westchnął przeciągle i położył głowę na moim ramieniu.
- Bedę tęsknić za Tobą. - Ja za Tobą też. - odpowiedziałam zaskoczona jego wyznaniem.
- Alice... - podniósł głowę i popatrzył mi się głęboko w oczy - Mam nadzieję, że nasz kontakt nie ucierpi.
- Oczywiście, że nie. - zaprzeczyłam szybko.
Zaczął coś gmerać w kieszeni i wyjął kartkę papieru. Podał mi skrawek.
- Mój numer. Dzwoń, kiedy będziesz potrzebowała pomocy. - Jasne. - przytuliłam się do niego rozczulona.
Nagle pocałował mnie delikatnie w policzek, a potem szybko wstał z łóżka i wyszedł zostawiając mnie samą. Spojrzałam na papierek. Nie, nie samą. Dalej go miałam.
Tydzień później
Jaemin uśmiechnął się, po czym oznajmił:
- Wychodzisz ze szpitala, panno Cha Alice!
Rozszalałe serce zagłuszyło całkowicie moje myśli.
KYAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!
OdpowiedzUsuńKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAMKOCHAM CIEEEEEEE!!!!!
BOSKIE, CUDNE, PIĘKNE!!!!! <3
płaczę :')