15.05.2015

'Nietypowe ciastko' Jungkook x Agnes

To dla ciebie, ale wiesz, że nie z miłości.
Trzymaj się terminu!!
Bo jak nie...
~~*~~
Pierwszy raz napisałam opowiadanie z narracją w czasie teraźniejszym, a nie przeszłym.
Jestem bardzo ciekawa efektu ;)
Zapraszam do czytania
~Yuki



.
.
.
.

Kap, kap, kap.
Tylko to jestem w stanie usłyszeć w tej chwili. Właśnie jadę autobusem do szkoły. Na dworze pada, wszystko jest szare. Za oknem migają mi przed oczami setki zabieganych ludzi. Wszyscy się gdzieś spieszą, czy to do pracy, czy do szkoły. Po co się tak spieszyć? Tak nie można. W biegu nie dostrzega się piękna świata. Na przykład ten dzisiejszy deszcz. Ja uważam, że jest piękny. Miliony małych kropelek wody spadają z zachmurzonego nieba. Opadają miękko na źdźbła trawy na trawniku, podlewają kwiaty w doniczkach tarasowych, osadzają się na liściach drzew w parku i tworzą fantazyjne wzory na szybach. Wszystko to trwa w harmonii. Ale ci ludzie tego nie zauważają. Myślą o tym deszczu jak o przeszkodzie. Bo przecież markowy płaszcz zmoknie biznesmenowi zanim dojdzie do biura, sprzątaczka będzie musiała umyć okna, bo zostaną na nich zacieki, jeśli ktoś ma słabszą antenę, to mogą się pojawić zakłócenia w telewizorze.
Nie rozumiem tych ludzi. Mają tyle powodów do radości, a ciągle chodzą zasmuceni. Dlaczego tak jest? Czy tak trudno jest cieszyć się z małych rzeczy? Ja cieszę się z nich codziennie. Cieszę się, gdy wstając rano z łóżka widzę promienie słońca. Cieszę się, gdy moja mama się uśmiecha. Cieszę się, gdy jem smaczny posiłek. Cieszę się, gdy patrzę na ptaki w parku. Cieszę się, gdy widzę mojego przyjaciela.
Po prostu – cieszę się z życia.
Słyszę charakterystyczny pisk opon i po chwili drzwi autobusu otwierają się z przeciągłym skrzypnięciem. Czekam, aż większość uczniów wysiądzie. Jeden chłopak staje przede mną i mnie przepuszcza. Dziękuję mu uśmiechem i wysiadam. Gdy tylko znajduję się na dworze w moją twarz uderza orzeźwiający powiew wiatru i kilka kropli deszczu. Uśmiecham się. Ruszam w stronę szkoły, koło mnie przebiega grupka uczniów pragnącym schronić się przed deszczem. Pozwalam im się minąć i spokojnie idę dalej. Wchodzę do szatni. Zdejmuję mokrą kurkę i wieszam ją na ścianie. Wychodzę z pomieszczenia i kieruję się na schody. Wspinam się na pierwsze piętro. Jestem pod klasą. Wygląda na to, że jest teraz zamknięta – uczniowie siedzą na korytarzu. Rozglądam się za moim przyjacielem i po chwili wyłapuję po z tłumu. Znowu się uśmiecham, tym razem szerzej.
- Kookie! – wołam go, a gdy mnie zauważa, macham do niego. Chłopak odwzajemnia uśmiech i podbiega do mnie.
Jeon Jung Kook. Mój sąsiad z ławki i najlepszy przyjaciel. Pochodzi z jednej z bardziej wpływowych rodzin, a jego rodzice są dosyć majętni. Mogłoby się wydawać, że skoro jest jedynakiem z bogatej rodziny, to jest rozpieszczony i nie dba o innych. Ale wcale tak nie jest. Co prawda, rodzice kupują mu różne drogie gadżety i markowe ciuchy, ale Kookie jest bardzo skromny. Poza tym, to nieśmiała, przyjacielska i bardzo wrażliwa osoba, która ma podobne podejście do świata, co ja. On też uważa, że świat jest piękny i trzeba się nim cieszyć.
- Cześć, Agnes! – mówi na przywitanie i dodaje ze śmiechem – Ale ci włosy zmokły!
- Hah, no troszeczkę. – zaczynam śmiać się razem z nim. Jego roześmiane ciemne oczy wpatrują się we mnie z radością. Patrzyliśmy się na siebie w przyjemnej ciszy. Jest wyższy ode mnie prawie o głowę, chociaż jestem od niego o kilka miesięcy starsza. Patrzę z uśmiechem na dobrze mi znaną owalną twarz z delikatnymi, aczkolwiek męskimi rysami, jasną cerę, ciemne skośne oczy okolone koroną czarnych rzęs, prosty nos, wiecznie uśmiechnięte usta i opadającą na oczy czarna grzywkę. To jest właśnie mój Kookie. „Mój”. Jak to śmiesznie brzmi: „mój Kookie”. Nie jest mój, nie należy do nikogo, tylko do samego siebie. Więc czemu ludzie tak często mówią, że ktoś jest ich? „Mój Yesung jest zawsze najlepszy”, „mój Suho nigdy by tego nie zrobił”, „mój Kamil zaraz ci przyłoży, jeśli tego nie odszczekasz”. Po co to ciągłe przywłaszczanie innych ludzi? W klasie słyszę to na okrągło, szczególnie, gdy dziewczyny mówią o Jung Kooku, a jego nie było w pobliżu. Często mówiły, że Kookie będzie kiedyś którejś z nich. No tak, w końcu mój przyjaciel jest bardzo popularny. Młody, piękny, bogaty, ma dobre oceny. Wprost ideał. Jednak te dziewczyny zapomniały o najważniejszej rzeczy, która czyni Kookiego wyjątkowym. Nie zwracają za bardzo uwagi na jego charakter. Nie wiedzą, jaki jest naprawdę i są przekonane, że jak któraś z nich będzie z nim chodzić, to ten będzie jej kupował drogie prezenty i będzie ją rozpieszczał. Często to słyszałam i nieraz zastanawiałam się nad tym, jakie te dziewczyny są płytkie. Oczywiście, to tylko mała grupka osób pośród całej szkoły. Przecież jest wiele ludzi, którzy mają dobre serca i nie patrzą na wygląd. Jestem ciekawa, ile ich u nas…
- Ziemia do Agnes! Halo? Słuchasz ty mnie w ogóle? Aga?! – Jung Kook krzyczy i robi swoją „złą minkę”.
- Hmm…? Och! Przepraszam, zamyśliłam się… - śmieję się sama z siebie i zaczynam się z nim przekomarzać. – Oj, no nie dąsaj się.
- Będę się dąsać! – odpowiada, ciągle robiąc „złą minkę”, ale kąciki jego ust zaczynają drgać.
- A czemu? Mam ci przypomnieć naszą ostatnią kłótnię? Pamiętasz co się wtedy stało?
- Nie wiem o czym mówisz.
- Wtedy mnie zdenerwowałeś i skończyłeś z twarzą całą w szmince. A ja ciągle mam to zdjęcie… - mówię rozmarzonym głosem i wyciągam wymownie telefon. Coraz trudniej powstrzymuję się od śmiechu.
- Ej! Miałaś je usunąć! – Kookie ze strachem w oczach rzuca się na mój telefon. Zaczynam się śmiać i tulę telefon do siebie zanim on zdoła go zabrać.
- Aga! No weź! Czemu tego nie usunęłaś? Przecież obiecałaś! – Jeon wygląda, jakby miał się zaraz rozpłakać, ale dobrze wiem, że to tylko gra. W środku na pewno ledwo się powstrzymuje, żeby nie wybuchnąć śmiechem.
- Po pierwsze, nic nie obiecywałam. Mówiłam, że MOŻE je usunę. Po drugie, nie dam ci teraz mojego telefonu, bo usuniesz to zdjęcie. Po trzecie, nawet jeśli je usuniesz, to mam jego kopię na laptopie. – uśmiecham się drapieżnie i wystawiam mu język. Jung Kook zamiast się wystraszyć wybucha głośnym śmiechem, kilka osób na korytarzu odwraca się zdziwionych w jego stronę.
- Na… Nawet nie wiesz… Jak śmiesznie wyglądasz… Gdy robisz taką minę! – mówi pomiędzy atakami śmiechu. W kącikach jego oczu pojawiają się łzy. Przeze mnie płacze ze śmiechu…
- Ej! Chcesz umrzeć?! – Krzyczę i uderzam go w pierś. Oczywiście, nie robię mu krzywdy, nie mam takiego zamiaru, a nawet jeśli, to nie mam aż tyle siły, by cokolwiek mu zrobić. On tylko dalej się śmieje, ale po chwili łapie mnie za ramiona, odwraca do siebie tyłem i przytula mnie. Bynajmniej nie oponuję. Kookie już się nie śmieje, teraz uśmiecha się czule i przez jakiś czas milczymy. Po chwili odzywa się tak, jakby tamta mała sprzeczka nigdy nie miała miejsca.
- Agnes? Wiesz, co będzie dokładnie za tydzień? – pyta. Jego głos jest spokojny, radosny, pełen pozytywnych uczuć.
- Em… czwartek? – odpowiadam pytaniem, ale wiem, o co mu chodzi. Uśmiecham się czule. Cieszę się, że on też o tym pamięta.
- To też, ale tak dokładniej… Pamiętasz? – ciągle się dopytuje. Jego oddech łaskocze mnie w szyje gdy pochyla się, żeby spojrzeć mi w oczy. Patrzymy przez chwilę na siebie i uśmiechamy się do siebie.
- Za tydzień miną dokładnie cztery lata od naszego poznania, prawda? – mówię i czuję, jak przyjemne ciepło rozlewa się po moim wnętrzu. Jeon uśmiecha się szerzej i potakuje.
- Masz już jakiś plan? – pytam.
- Tak, wymyśliłem już coś. Rodzice znowu pojechali na miesiąc do swojej firmy w Chinach, więc będziemy mieli cały dom tylko dla siebie. – mówi ciągle się uśmiechając, ale gdy wspomniał o swoich rodzicach wyczułam nutkę smutku.
No tak, Jung Kook nie widuje się często ze swoimi rodzicami. Pan i Pani Jeon mają własną firmę w Chinach i większość czasu siedzą właśnie tam. Na szczęście nie zamierzają się tam przeprowadzać i zabierać ze sobą Jung Kooka. Nie planują też, by ich syn przejął ich biznes. Chociaż nie spędzają z nim dużo czasu, to znają swojego syna i wiedzą, że nie odnalazłby się jako kierownik firmy. Wiedzą, że jest na to zbyt wrażliwy, że przeszkadzałby mu w tym jego sposób widzenia świata. Cieszę się, że mają na uwadze jego dobro i nie zamierzają go zmuszać do czegoś, co sprawiłoby, że byłby nieszczęśliwy. To oznacza, że go kochają. Ale niestety, nie mają czasu, by się tą miłością należycie z nim dzielić.
- Świetnie. Czyli mam do ciebie przyjść? -  pytam.
- Nie, przyjadę po ciebie. I masz zabrać rzeczy na następny dzień. Będziesz u mnie nocować.
- Będę u ciebie nocować? - unoszę jedną brew. – A mam coś w tej sprawie do powiedzenia?
Kookie śmieje się krótko, a potem oznajmia:
- Nie sądzę. – w jego oczach pojawiają się wesołe iskierki.
Nie zdążam mu odpowiedzieć, przerywa nam dzwonek.

~~*~~

Czekam spakowana przed moim mieszkaniem na samochód Jung Kooka. Dzisiaj jest ten niezwykły dzień. Dzisiaj mijają cztery lata od poznania Kookiego. Poznaliśmy się zwyczajnie, nie było to jakieś wielce ciekawe wydarzenie. To było w pierwszej klasie gimnazjum. Po prostu trafiliśmy do tej samej klasy. Nie poznaliśmy się na początku roku tylko dlatego, że Kookie przyszedł do szkoły miesiąc po jej rozpoczęciu, bo na wakacjach był z rodzicami na nartach i złamał tam nogę. Z powodów zdrowotnych przez miesiąc miał nauczanie domowe. Później uczęszczał już na zajęcia w szkole, a że wszystkie miejsca były już pozajmowane, musiał siedzieć ze mną. Jednak żadnemu z nas to nie przeszkadzało.  Ja bardzo chciałam go poznać, a on chyba się mną też od początku zaciekawił. Zaczęliśmy ze sobą rozmawiać i okazało się, że mamy ze sobą wiele wspólnego. Z czasem coraz lepiej się dogadywaliśmy, a pod koniec pierwszej klasy staliśmy się niemal nierozłączni. Tak jest do teraz.
Słyszę pisk opon i po chwili zza zakrętu wyjeżdża czarny drogi samochód z przyciemnionymi szybami. Pojazd zatrzymuje się przede mną. Przednie drzwi od strony pasażera otwierają się i wychodzi z nich Jeon. Za nim widzę jego szofera, który siedzi prosto na miejscu kierowcy i cierpliwie czeka, aż dostanie znak do odjazdu. Kookie uśmiecha się, otwiera mi drzwi i ruchem ręki zaprasza mnie do środka. Wsiadam do luksusowego auta, Jeon zamyka za mną drzwi i po chwili znajduje się na siedzeniu obok mnie. Samochód rusza. Po drodze rozmawiamy o szkole, o tym, co u moich rodziców, czy mój brat i siostra ciągle są na siebie obrażeni i o innych mniej znaczących rzeczach.
Po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Wysiadam z auta i po raz kolejny widzę dużą nowoczesną willę. Dom Jung Kooka jest naprawdę wielki. I piękny. Ściany willi są écru, dach ciemnoczekoladowy, okna duże, wokół nowoczesny ogród pełen drzew, które teraz są złote od jesiennych liści. Wchodzimy do domu przez wielkie drzwi z ciemnego drewna. We wnętrzu domu jest wielka przestrzeń wypełniona luksusem, ale też prostotą, dom jest przytulny, ale też nowoczesny. Ale wydaje się też pusty. To musi być przytłaczające, mieszkać praktyczne samemu w tak wielkim domu.
Jung Kook prowadzi mnie do kuchni. Na blacie leżą różne produkty spożywcze oraz miski, łyżki, mikser i wiele innych przyrządów kuchennych.
- Co to ma znaczyć? – pytam Kookiego ze śmiechem.
- żeby uczcić cztery lata naszej przyjaźni, zrobimy razem niezwykłe ciasto! Wspaniały tort! – mówi z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Chyba żartujesz?! Ja gotować nie umiem! Dobrze o tym wiesz! – dalej się śmieję. To absurdalny pomysł. Nigdy nie robiłam żadnego ciasta, nawet z naleśnikami mam kłopoty, a teraz mam z nim piec tort?!
- Nauczę cię. Ja umiem piec i gotować. W końcu nikt inny nie będzie mi robić posiłków, skoro mieszkam sam. – mówi niby wesołym głosem, ale wyraźnie słyszę w nim ból. Postanawiam go pocieszyć, sprawić, by o tym nie myślał, by nie był samotny.
- Dobra, tylko jak skończymy, to nie narzekaj, że ciasto niedobre. – poddaje się i podchodzę do blatu. - To co mam zrobić?
- Najpierw umyj ręce. Podstawa pracy w kuchni. – Kookie uśmiecha się, widać, że humor mu się polepszył. Ja także się uśmiecham. Cieszę się, że jestem jego przyjaciółką. Dzięki mnie nie jest samotny.
Podchodzę do kranu i odkręcam ciepłą wodę. Biorę do ręki mydło i zaczynam myć ręce. Nagle czuję, jak za mną ktoś staje. Po chwili widzę przed sobą ręce Jung Kooka. Zabiera mi mydło i jakby nigdy nic myje sobie ręce. Zaczynam się śmiać i po chwili Kookie do mnie dołącza. Wycieramy ręce w ścierkę. Potem dostaję od Kookiego fartuch. Chłopiec pomaga mi go zawiązać.
-  To co najpierw? – pytam, gdy obydwoje stoimy gotowi do pracy przy blacie. Jeon zastanawia się chwilkę, a potem oznajmia:
- Najpierw musimy wymieszać mąkę, cukier i proszek do pieczenia.
Kiwam głową i rozglądam się za odpowiednią miską. Kookie podaje mi odpowiednią i instruuje mnie, ile mam dać odpowiednich składników. Powstaje z tego mała sprzeczka, która kończy się dużą ilością śmiechu i wszechobecną mąką – zaczęło się od tego, że rzuciłam garstką mąki w Kookiego, a on mi oddał no i powstała mała bitwa. Teraz mamy mąkę we włosach, na twarzach, na ubraniach i na podłodze.
- Teraz weź te jajka i wbij je do miski z mlekiem. – mówi chłopiec i sam zabiera się za robienie kremu.
Posłusznie wykonuję zadanie i po chwili słychać brzęczenie miksera. Gdy kończę mieszać jajka z mlekiem odwracam się i idę zobaczyć, co Jung Kook robi. Wchodzę w garstkę mąki na podłodze i tracę przez nią równowagę. Upadając wydaje z siebie krótki pisk. Unikam bliskiego kontaktu z podłogą - Jeon mnie złapał. Gdy mnie łapał wpadłam na niego. Moje usta zatrzymały się na jego ustach. Przez chwilę trwamy zdziwieni w tej pozycji, patrzymy sobie w oczy. Po kilku sekundach dociera do nas, że nasze usta ciągle się stykają. Szybko się od siebie odsuwamy, obydwoje jesteśmy zaczerwienieni.
- P-przepraszam… t-to był wypadek… Ja nie chciałem… - jąka się Jung Kook.
- N-nie, nic się nie stało. To był wypadek. D-dziękuję, że mnie złapałeś. – mówię nieśmiało. Kookie kiwa głową na znak, że nie muszę za nic dziękować.
- M-możesz obrać i pokroić te jabłka? – szybko zmienia temat. Ciągle się czerwieni, z resztą ja też.
- Jasne…
Kookie wraca do robienia kremu. Odwracam się od niego i wracam na swoje miejsce, patrząc uważnie, gdzie stawiam kroki. Biorę się za obieranie owoców. Między nami powstaje dziwna atmosfera. Nie odzywamy się do siebie, każde z nas pogrążone jest we własnych myślach. Unoszę rękę i delikatnie dotykam swoich ust. Czy… Czy ja i Jung Kook właśnie się… pocałowaliśmy? Czuję coś dziwnego w klatce piersiowej. Coś nie daje mi spokoju. Podnoszę wzrok znad krojonego jabłka na chłopca stojącego metr ode mnie. Ma dziwny wyraz twarzy. Czy czuje to samo, co ja?
Kończymy robić ciasto w tej niecodziennej atmosferze. Jung Kook wkłada blachy z biszkoptem do piekarnika i nastawia alarm w telefonie na 20 minut. Sprzątamy wszystkie niepotrzebne rzeczy z blatu i zostawiamy na nim tylko krem z jabłkami, którym później będziemy przekładać warstwy ciasta. Stajemy koło siebie i patrzymy na rosnące w piekarniku wypieki.
- Aga… - słyszę głos Kookiego. Odwracam się w jego stronę.
- Tak?
- Ja… - mówi z trudem, zacina się. Patrzy mi w oczy. Widzę, że toczy wewnętrzną walkę. – Ja… Chcę ci coś powiedzieć…
- Mów, śmiało. – jestem zaskoczona jego zachowaniem. Co prawda, dalej czuję, że jest coś inaczej, że od tamtego… incydentu, coś się zmieniło, ale jego zachowanie mnie dziwi.
- Ja… chyba… - przełyka ślinę i zbiera się by w końcu wyrzucić z siebie tą myśl - Chyba cię kocham.
Patrzę na niego zszokowana. On… On to powiedział…? On właśnie wyznał mi miłość? Mój najlepszy przyjaciel? Mój przyjaciel mnie kocha?
Tak… Kocha… Tak! Już wiem, co mi nie dawało spokoju odkąd się przypadkowo pocałowaliśmy. Miłość. To była miłość.
Kookie łapie mnie za rękę. Patrzę w jego oczy. Widzę w nich desperację.
- Aga, proszę… Jeśli nie czujesz tego co ja, to nie zostawiaj mnie. – jego oczy powoli stają się mokre. – Jeśli nie chcesz być ze mną związana w… ten sposób, to bądź ciągle moją przyjaciółką. To dla mnie wiele znaczy. Ale proszę… Nie zostawiaj mnie. – jego usta zaczynają drgać, z jednego oka leci mu łza. – Ja… Nie chcę zostać sam. Proszę… Nie chcę być sam…
Płacze. On płacze. Czuję jak mi się robi ciepło w środku. Z mojego oka także leci łza.
Staję na palcach i go obejmuję. Kookie mocno mnie przytula i ukrywa twarz w moim ramieniu. Pozwalam mu się wypłakać, gładzę go po włosach i mówię łagodnym głosem:
- Głupku… Myślisz, że mam zamiar cię zostawić?
W odpowiedzi chłopak kręci przecząco głową, ciągle ukrywa swoją twarz.
- No właśnie. Nie mogłabym cię zostawić. A wiesz czemu?
Znowu kręci głową, ale już odrywa ją od mojego ramienia. Pociąga nosem i patrzy na mnie. Jego oczy są mokre i zaczerwienione. Znowu z mojego oka leci łza.
- Wiesz czemu się nie zostawię?
Przez chwilę patrzymy na siebie. Zaczynam płakać. Łapię go za kaptur bluzy i przyciągam do siebie. Składam mu długi pocałunek. Nasze uczucia zlewają się ze sobą. Nie wiem, czy mam mokrą twarz od moich, czy od jego łez. Odsuwam się powoli od niego. Patrzę mu z powrotem w oczy. Jedno wiem na pewno. Mówię mu przez łzy:
- Bo cię kocham, głuptasie!

~~*~~

3 komentarze:

  1. Kyaaa, omo so sweet :3
    Wiedz, ze gdybym potrafiła się rumienić to pewnie bym była teraz czerwona, jednak ja nie potrafię ;; XD
    Ale no dziękuję za taki napęd XD i pospieszenie do pracy XD
    Postaram sie wyroić z terminem mam dziś czas i jutro, bo niedziela zawalona komunią kuzynki :/ no i potem jeszcze muszę przepisać 25 rozdział mojego opo o nu'est XD
    Więc * podwija rękawy, włącza word'a i zabiera sie za pisanie* no to - komu w drogę temu kopa XD
    A jak mi się przez ten weekend nie uda skończyć to mam chyba 2 tyg x.x
    A co do opo to słodziuchne >,<
    słodkie, urocze i Kookie kochane <3
    Suho to mnie serio prześladuje ;;XD Wszędzie widzę, słyszę Suho XC
    To jest jakaś choroba ;; ?
    A tak to mega fajny, dziękuję <3 pisz wiecej takich :3
    Bardzo szybko go napisałaś, unnie jak ty to robisz O.o ? XD
    KOCIAM CIĘ YUKI ! XDD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba ^^
      Czekam~
      Jak mi się udaje napisać ficzka w jeden dzień? Przypływ weny i cały dzień spędzony w domu *no przecie chora jestem, nie?*
      Też cię kociam :3

      Usuń