Zapraszam do czytania ^^
~Yuki
.
.
.
.
Siedziałam na zimnym murku działającej, o dziwo,
fontanny. Otaczały mnie stłumione odgłosy nocnego miasta, cykanie owadów, szum
drzew i plusk wody. Mały placyk w parku oświetlały na pomarańczowo dwie
latarnie. Kurczowo tuliłam do siebie mój rozładowany i w tej chwili
nieużyteczny telefon. Siedziałam sztywna i skulona, starałam się nie poruszać,
bo każdy, nawet najmniejszy ruch powodował ból, który rozsadzał mi skronie i
palił zdarte kolana. Przeklinałam w duchu wszystkie dzisiejsze wydarzenia. Już
sam początek dnia był okropny, a z każdą kolejną godziną było jeszcze gorzej.
~~*~~
Najpierw wstęp do całej tej historii.
Zaczęło się od tego, że gdy byłam w gimnazjum,
zaczęłam interesować się kulturą koreańską, a przez to też k-popem. Ten świat
tak mnie wkręcił, że po skończeniu liceum postanowiłam wyjechać na stałe do
Korei – oczywiście, Korei Południowej. Gdy byłam w pierwszej klasie liceum, w
Korei zadebiutował pewien zespół – INFINITE. Po pierwszym przesłuchaniu „Come
back again” zakochałam się w tej piosence i w tych chłopcach. Stali się moim
niezaprzeczalnie ulubionym zespołem. Oni stali się kolejnym powodem, dla
którego chciałam wyjechać z Polski. Zamiast zaczynać naukę koreańskiego,
skupiłam się na języku angielskim, bo znając ten język mogłam porozumieć się z
każdym. Wtedy tak myślałam. Gdy w czerwcu zabrzmiał ostatni licealny dzwonek, od
razu poszłam szukać pracy dorywczej na wakacje i zbierałam pieniądze na bilet
do Korei, a także szukałam mieszkania do wynajęcia i pracy na miejscu.
We wrześniu 2012 roku moje marzenia się spełniły.
Pożegnałam się z rodziną i wyleciałam z kraju. W samolocie cieszyłam się jak
głupia i słuchałam ostatniej piosenki moich skarbów. „The Chaser” urzekł mnie
całkowicie, zakochałam się w choreografii, w muzyce, w tekście, w stylizacjach.
A głos Sunggyu? Nieziemski!
Tym zaprzątałam sobie myśli w samolocie. Nie myślałam
o tym, że będę musiała jeszcze przez tydzień spać w hotelu, bo mieszkanie, w
którym miałam zamieszkać, było jeszcze zajęte. To nic. Miałam już wszystko
ustalone z wynajmującym. Umówiliśmy się tak jeszcze miesiąc przed moim
przylotem.
Odprawy i drogi do hotelu nie będę opisywać, bo nie ma
w tym nic ciekawego.
Zatrzymałam się w małym hotelu „Róże” – bardzo tani i
przyjemny hotelik, tylko, jak później się o tym przekonałam, nikt nie wie, gdzie
się on znajduje.
To tyle z wstępu.
Czas opisać ten wspaniały dzień.
~~*~~
To był mój 5 dzień pobytu w „Różach”. Gdy się
obudziłam, pierwsze co mnie spotkało, to brak prądu i Internetu w całym hotelu.
Potem na śniadanie były jakieś śmierdzące parówki i
chleb. Nie cierpię parówek!
Przedpołudnie minęło mi nawet znośnie, słuchałam sobie
moich skarbów.
Gdy przyszła pora obiadowa, poszłam na miasto. Na
dworze było całkiem ciepło, chociaż było widać już jesień, więc na bluzkę na
ramiączkach i jeansy założyłam tylko lekką kurteczkę. Włożyłam portfel do
kieszeni kurtki, telefon do kieszeni w spodniach i po drodze słuchałam muzyki,
podziwiając Seul. To miasto jest ogromne!
Jakoś znalazłam małą restaurację. Zjadłam tam
naleśniki na poprawę humoru. Po obiedzie zamówiłam sobie tam jeszcze kawę i od
razu zapłaciłam. Włożyłam portfel z powrotem do kieszeni kurtki, która wisiała
na oparciu krzesła, na którym siedziałam. Jaka ja wtedy byłam głupia…
Gdy wybierałam sobie piosenkę do posłuchania, jakiś
chłopak, na pewno młodszy ode mnie, zabrał moją kurtkę z krzesła i
przyspieszonym krokiem kierował się do wyjścia. Zauważyłam to.
- Hej! – krzyknęłam i ruszyłam za nim. Chłopak zaczął
biec, więc go goniłam. Biegliśmy długo po kompletnie nieznanych mi ulicach.
Głupia ja, nie pomyślała, by popatrzeć, którędy biegnę. Głupia ja, nie
zauważyła, że telefon się rozładowuje, bo muzyka ciągle w nim gra.
To było głupie, bo portfela i kurtki i tak nie
odzyskałam.
Złodziej uciekł, bo się potknęłam, upadłam i straciłam go z
oczu. Porządnie zdarłam sobie przy tym kolana.
Zgubiłam się.
Pytałam wielu ludzi o mój hotel, albo chociaż o to,
gdzie jestem, ale ludzie, z którymi po angielsku powinnam się spokojnie
dogadać, angielskiego nie rozumieli. Co prawda, znałam kilka koreańskich
słówek, ale one były z piosenek, czyli w większości były to słowa, takie jak
„kocham cię”, „piękna”, „przestań”, „proszę” itp. Głupie, prawda?
Długo błąkałam się po Seulu. Po jakieś godzinie
zaczęła mnie boleć głowa, kolana piekły mnie niemiłosiernie, ale na szczęście
nie byłam głodna - okradziono mnie zaraz po obiedzie. Najgorsze było to, że
robiło się zimno. W końcu, po kilku godzinach szukania drogi do hotelu, którego
nikt nie zna, znalazłam park. Była w nim fontanna, na której mogłam usiąść i
odpocząć. I patrzeć, jak inni ludzie objadają się, chodzą w ciepłych ubraniach,
bawią się działającymi telefonami. Obserwowałam ich aż do wieczora. Gdy zapadł
zmrok, prawie nikogo już tam nie było.
Zostałam sama.
~~*~~
Tak wyglądał mój dzień.
Spojrzałam w niebo. Nie było widać gwiazd. Nie
dlatego, że światła miasta je przyćmiewały. Zasłoniły je chmury. Chmury
zwiastujące deszcz.
Schowałam głowę w rękach. Nie płakałam. Pomyślałam
tylko, że dzięki temu jakimś magicznym sposobem przestanie boleć mnie głowa.
Nie przestała. Po moim ciele przeszedł kolejny dreszcz. Było mi zimno. Nagle
pośród względnej ciszy rozległo się czyjeś niezadowolone mamrotanie i szelest
foliowych toreb. Potem mamrotanie ucichło i po nim usłyszałam pytanie.
Skierowane do mnie. I wypowiedziane po angielsku!
- Hej, dobrze się czujesz? – To był męski głos, przyjemny,
dźwięczny, delikatny i z lekka chłopięcy. Dziwnie znajomy głos. Jednak nie
spojrzałam na mojego rozmówcę. Cały czas chowałam twarz w dłoniach.
- Nie… – odpowiedziałam zmęczonym głosem, również po
angielsku. - To prawdopodobnie najgorszy dzień w moim życiu. Zgubiłam się w
obcym kraju, nie znam koreańskiego, mam rozładowany telefonu, nie mam pieniędzy,
okradziono mnie, nikt nie zna hotelu, w którym mieszkam, zdarłam sobie całe
kolana, jest mi zimno i strasznie boli mnie głowa.
Między nami powstała chwila milczenia. Po jakimś czasie
chłopak odezwał się znowu.
- Och… No to miałaś ciekawy dzień. – powiedział poważnie. Znów jego głos wydał
mi się znajomy. Dziwne… Po chwili dodał – Ja dzisiaj tylko przegrałem w grze z
małolatami i musiałem wykonać idiotyczne zadanie. – roześmiał się i usiadł koło
mnie. Zaszeleściły foliowe torby, pewnie sklepowe.
Jego głos…
- Wiesz co…? – powiedziałam zmęczonym głosem. Coś mi
zaświtało w głowie - Możesz uznać mnie za wariatkę, powiedzieć, że jestem
dziwna, czy cokolwiek innego, ale masz zupełnie taki sam głos jak Sunggyu z
INFINITE…
Chłopak przez chwilę milczał, a potem roześmiał się.
To był szczery śmiech, bez choćby najmniejszej nuty drwiny.
- Och… Jak miło, nie muszę się już przedstawiać. –
powiedział rozbawiony.
Szybko uniosłam głowę i spojrzałam na niego. Brązowe
włosy, grzywka opadająca na małe, ale śliczne ciemne oczy, prosty nos,
delikatna twarz, no i oczywiście ten nieziemski głos. To rzeczywiście był Sunggyu.
Przez dobrą minutę wierciłam go moim „tępo-badawczym” wzrokiem. Wytrzymywał to dzielnie,
ale w końcu się poddał.
- Em… Co ty robisz? – spytał skołowany.
- Zastanawiam się, czy nie jesteś tylko wytworem mojej
wyobraźni.
- Co?!
- No wiesz… Naprawdę bardzo boli mnie głowa i rozważam
taką możliwość, że ciebie tak naprawdę tu nie ma i jesteś tylko halucynacją, a
ja gadam sama do siebie. – powiedziałam śmiertelnie poważnie, czemu przeczył
mój wyraz twarzy – dalej lustrowałam Sunggyu (albo halucynację) wzrokiem.
- Hmm… - Sunggyu (albo halucynacja) zamyślił się,
potem schylił się do fontanny i nabrał wody w ręce. Zamachnął się i po chwili
poczułam zimną ciecz na twarzy. Pisnęłam zaskoczona i teraz oburzona spojrzałam
na niego już bardzo przytomnym wzrokiem.
- Hej! Co to miało być?!
- Ciągle uważasz, że jestem halucynacją? – Zaśmiał
się. Jego śmiech był inny, niż w programach telewizyjnych, w których INFINITE
występowało. Był delikatniejszy. A może mi się tylko wydawało? W końcu głowa
mnie bolała.
– To może zacznę
jeszcze raz… - uśmiechnął się i się przedstawił - Cześć, nazywam się Kim Sung
Kyu, jestem liderem i głównym wokalem zespołu INFINITE. A ty? – mówiąc to
wyciągnął do mnie rękę.
- Em… Jestem Agnieszka. Agnieszka Asher. Od waszego
debiutu jestem wielką Inspirit. Miło mi cię poznać. – odwzajemniłam uśmiech i uścisnęłam
jego dłoń.
- Możesz jeszcze raz powtórzyć swoje imię? Coś trudne
jest..
-
Cóż… Nic w tym dziwnego, to polskie imię. Nazywam się Agnieszka. Ale po
angielsku to jest „Agnes”. Jeśli chcesz, to możesz tak do mnie mówić.
- Hah… W takim razie, mi też miło cię poznać, Agnes. -
Sunggyu uśmiechnął się. Dopiero teraz puścił moją rękę. Kiedy się opierałam o
murek, trafiłam akurat na mokre miejsce. Kiedy Sunggyu mnie ochlapał, trochę
wody spadło na kamień, czyniąc go niewiarygodnie śliskim. Ręka mi się omsknęła
i straciłam równowagę. Sunggyu chciał mnie złapać, ale nie zdążył. Z krzykiem
wpadłam do lodowatej wody w fontannie. Piosenkarz patrzył na mnie przez chwilę
oszołomiony. Jaki miał wyraz twarzy?
Pewnie myślicie, że wybuchnął śmiechem, tak?
Nic z tych rzeczy. Był zaskoczony, zmartwiony i…
trochę wystraszony?
- Ojej! Przepraszam! Nic ci nie jest? Ja… nie
chciałem! Przepraszam! – mówił szybko wyciągając mnie z fontanny.
- N-nie! N-nic się nie stało! T-to nie t-twoja wina! Po
prostu się p-poślizgnęłam… – powiedziałam szczękając zębami. Byłam cała mokra i
o ile przed kąpielą było mi zimno, to teraz było mi lodowato.
- Jak to nic ci nie jest?! Cała się trzęsiesz! Czekaj…
– ściągnął swoją bluzę i mi ją podał. – Załóż to. Będzie ci cieplej.
- D-dziękuję.. – wymamrotałam. Dziwnie się czułam. Mój
bias właśnie dawał mi swoją bluzę. Była ona na mnie trochę za duża, ale stała
się moim zbawieniem. Staliśmy chwilkę w milczeniu. Teraz żadne z nas nie
zamierzało siadać na tym murku. Sunggyu tylko wziął dwie wypakowane po brzegi
piciem i przekąskami torby foliowe.
- Co to? – spytałam niezbyt inteligentnie. Przez
dzisiejsze przeżycia mózg mi się już wyłączał.
- Ech… Graliśmy w gry z chłopakami i przegrałem.
Smarkacze kazali mi pójść do sklepu i kupić im to, co sobie zażyczą, paskudy jedne…
Mówił to z niezadowoleniem, a ja parsknęłam śmiechem.
Po chwili on też do mnie dołączył. Po tym znów nastała cisza, tym razem już
przyjemniejsza.
- No… Ten, tego… Tak właściwie to gdzie mieszkasz?
Odprowadziłbym cię. - Sunggyu się w
końcu odezwał.
- Em.. Aktualnie w hotelu „Róże”, bo mieszkanie, które
mam już zarezerwowane do wynajęcia, jest jeszcze zajęte przez 2 dni.
Piosenkarz przez chwilę milczał, a potem oznajmił
zmartwiony.
- Obawiam się, że nie znam tego hotelu… Przykro mi,
nie mam pojęcia, gdzie może się on znajdować.
- Witaj w klubie…
- Hmm… To… Może… Kurczę, manager mnie za to chyba
zabije, ale… Może chciałabyś przenocować
u nas?
- C-co…?
- No… Mogłabyś u nas przenocować, a jutro poszukalibyśmy
w Internecie twojego hotelu i
odwieźlibyśmy cię tam… O ile manager mnie za to wcześniej nie ukatrupi, ale nie
powinien tego zrobić.
- S-serio…? – nie wierzyłam w to, co powiedział. Ja?
Spać w jednym domu z INFINITE? I to jeszcze zaproszona przez moją największą
miłość? – Naprawdę mogłabym u was przenocować? – pociągnęłam nosem. Oho… Czuję
zbliżającą się chorobę…
- Jasne. Znaczy, teoretycznie nie mogę ci tego
zaproponować, ale już to zrobiłem. Czuję się winny za to, co cię spotkało, więc
możesz to uznać za odszkodowanie. – wyjaśnił Sunggyu - To… Może chodźmy już…
Chyba powinnaś się wysuszyć. – lider jeszcze raz uśmiechnął się przepraszająco, dźwignął swoje karne zakupy i podał mi rękę.
~~*~~
W czasie drogi trochę rozmawialiśmy. Sunggyu opowiadał
o chłopakach z zespołu, o tym, jakie są z nich dzieci, jak czasem ma ich dość,
że są zbyt dziecinni i nie podchodzą do obowiązków zbyt poważnie. Chociaż
często w jego głosie słychać było niezadowolenie i zdenerwowanie, mówił o nich ciepło,
widać było, że jest bardzo zżyty z zespołem. Mówił też, że grali w gry, bo
prądu u nich zabrakło i nie mieli co robić. Słuchałam go z zainteresowaniem, chłonęłam
każde jego słowo, śmiałam się z niektórych sytuacji, które mi opisywał, z
uśmiechem mu odpowiadałam na pytania.
Było przyjemnie, chociaż czułam się coraz gorzej.
Oprócz głowy, bolały mnie całe kolana, do tego doszedł katar i, pomimo bluzy od
Sunggyu, robiło mi się coraz zimniej. Ale byłam stosunkowo szczęśliwa.
W końcu dotarliśmy. Dom nie był duży, nie zapowiadał
się wyjątkowo. Nie mówię, że był brzydki, co to, to nie! To był naprawdę ładny
domek, ale taki niepozorny. Nigdy nie pomyślałabym, że to właśnie tam mieszkają
moi idole. Nie pomyślałabym, ale już wcześniej wiedziałam, że tam mieszkają. No
w końcu to mój ukochany zespół! Oglądałam wszystkie ich programy!
Weszliśmy do środka.
Sunggyu krzyknął coś po koreańsku i po chwili w przedpokoju pojawiło się
sześciu przeuroczych chłopców. Jeden z nich trzymał w ręku zapaloną świeczkę.
Gdyby nie mój obecny stan zdrowia, pewnie zaczęłabym piszczeć. Członkowie
INFINITE byli bardzo zdziwieni na mój widok. No tak, ich lider poszedł im kupić
za karę słodycze, a wrócił z obcą dziewczyną, która była cała mokra, spodnie na
kolanach miała przesiąknięte krwią i w dodatku miała jego bluzę. Pod naporem
ich spojrzeń zarumieniłam się i nieśmiało wydukałam jedną z niewielu rzeczy,
które znałam w języku koreańskim.
- A-Annyeonghaseyo… (D-Dzień dobry…)
Gdy tylko to powiedziałam, ukłoniłam się i zakryłam
dłońmi twarz. Czułam, jak robię się czerwona.
Sunggyu znowu się
skierował do swoich przyjaciół. Jak wcześniej, używał ojczystego języka. Gdy on
mówił, ja słuchałam i stwierdziłam, że koreański to naprawdę piękny język. Usłyszałam
zadowolone pomruki chłopców. Zaciekawiona odsłoniłam twarz. Dongwoo wysunął się
przed szereg, ukłonił się nisko, posłał mi jeden ze swoich rozbrajających
uśmiechów i przemówił po angielsku.
- Witam panienkę! Nazywasz się Agnes, tak? Miło mi cię
poznać. Jestem Jang Dongwoo, ale pewnie już o tym wiesz. – raper zaśmiał się
radośnie.
Nie wytrzymałam i także się szeroko uśmiechnęłam. Nic nie
mogłam na to poradzić, uśmiech Dongwoo zawsze tak na mnie działał.
- Mi też jest bardzo miło. Jestem zaszczycona, móc
ciebie spotkać, Dongwoo oppa.
Po chwili kolejny z członków się przedstawił.
- Ayo! Nam Woohyun jestem. Hyung powiedział, że jesteś
Inspirit, więc powinnaś to wiedzieć. A jak nie… - pogroził mi palcem i zaraz po
tym zaczął się śmiać. A z nim wszyscy obecni w pokoju.
Znowu się ukłoniłam, ale nie mówiłam już, że miło mi
go poznać. Uśmiech na mojej twarzy mówił sam za siebie.
- Lee Ho Won, ale mów mi Hoya, proszę. Będziesz chyba
się czuła swobodniej. – raper uśmiechnął się delikatnie i także się ukłonił.
- Lee Sungyeol. – wyszczerzył się chłopiec, który
trzymał świeczkę.
- L. Znaczy… Kim Myungsoo, ale… L jest łatwiejsze. I krótsze.
– uśmiechnął się delikatnie visual grupy. Wyglądał tak uroczo i przystojnie!
- Lee Sungjong. – ukłonił się najmłodszy i spytał –
Ile masz lat? Nie wiem, jak mam cię nazywać…
- Och… Jestem z tego samego rocznika, co ty, ale
jestem z marca. Ale nie musisz mówić do mnie noona, wystarczy Agnes. W sumie, nazywajcie
mnie jak chcecie. Cokolwiek wymyślicie, to będzie dla mnie za wiele. Ja… Po
prostu nie wierzę w to, że tu stoję, że z wami rozmawiam… To… to za dużo szczęścia…
I… Przepraszam. – ukłoniłam im się znowu, tym razem niżej – Sprawiam wam
kłopot. Nie powinniście nawet wiedzieć o moim istnieniu, a ja się czuję, jakbym
się wprosiła do waszego domu…
- Co ty wygadujesz? Przecież zaproponowałem ci pomoc.
Zaprosiłem cię tu. Jako nasza fanka nie mogłaś mi odmówić. – powiedział poważnie
lider, ale po chwili się uśmiechnął.
- Właśnie! To naprawdę żaden problem. W końcu, to
trochę wina hyunga, że jesteś teraz w takim stanie – Sungyeol zaśmiał się, a Sunggyu
obdarzył go morderczym spojrzeniem.
- Może chciałabyś się teraz wysuszyć i przebrać w coś
suchego? Ciągle się trzęsiesz. – lider zwrócił się do mnie, zmieniając temat.
- Em… Byłoby miło, ale… – znowu się zaczerwieniłam
się. To była dość niezręczna sytuacja. – Wszystko, co mam na sobie jest mokre,
a poza tym, co mam na sobie, nie mam nic…
Chłopcy zamyślili się.
- Wiem! – odezwał się nagle Dongwoo - Poczekaj chwilę!
Raper wybiegł z przedpokoju. Patrzyłam na niego zdziwiona.
Sunggyu tylko machnął ręką i zaprowadził mnie do salonu. Wydał jakiś krótki
rozkaz maknae i Sungjong także gdzieś zniknął. Po chwili wrócił, niosąc w ręce
ręcznik.
- Proszę, noona. Wytrzyj się. – Sungjong nieśmiało
podał mi przedmiot.
- Dziękuję. Proszę, nie mów do mnie noona… Staro się
czuję. – uśmiechnęłam się. To wydawało się nierealne. Jakim cudem siedziałam
sobie teraz w dormie INFINITE, a Sungjong nazywał mnie nooną?! Wytarłam się
ręcznikiem od maknae i usiadłam na nim, żeby nie pomoczyć kanapy. Bluza Sunggyu
już zdążyła przemoknąć.
Po chwili Dongwoo wrócił, niosąc… swój czarny T-shirt
i szarą bluzę z kapturem i… wystającymi skrzydełkami. Tą samą, w której tańczył
w dance practice do „Paradise”!
- Proszę. To dla ciebie. Teraz możesz pójść się umyć i
się w to przebrać. Spokojnie, prądu nie ma, ale ciepła woda jest. No i myślę,
że jak będziesz się kąpać przy świeczce, to nic się nie stanie. – uśmiechnął się raper, wręczając mi ubrania.
– Pewnie będą trochę za duże, ale myślę, że to nie będzie problem.
- Dziękuję. – z wdzięcznością przyjęłam podarunek. –
Naprawdę mogę wziąć prysznic? Nie sprawiam wam za dużo problemów?
- Jasne, że możesz. I nie, nie sprawiasz problemów.
Przecież sami ci zaproponowaliśmy pomoc.
- Eee… No tak… W takim razie, chętnie skorzystam z
propozycji. – Na mojej twarzy, oprócz rumieńców, pojawił się nieśmiały uśmiech.
- W takim razie… – tym razem odezwał się Sunggyu i
podał mi rękę, uśmiechając się. – Proszę za mną.
~~*~~
Kto by pomyślał, że po takim ciepłym prysznicu świat może
stać się piękniejszy… Co prawda, ciepła woda sprawiła, że moje kolana wręcz
płonęły, rany mnie tak piekły, że do oczu napłynęły mi łzy.
Ubrania od Dongwoo były na mnie o wiele za duże, ale
nie przeszkadzało mi to. Większe ubrania więcej zakrywały. No i… To były
ubrania od Dongwoo! Od TEGO DONGWOO! To było zbyt piękne, bym mogła w to
uwierzyć. A jednak…
Zanim poszłam do łazienki, Sunggyu powiedział, żebym
mokre rzeczy zostawiła przy umywalce, to je da do
wysuszenia. Oczywiście, zostawiłam tam wszystko, prócz bielizny. Tą miałam
ciągle na sobie, mimo, iż była nadal wilgotna.
Kiedy wróciłam
do salonu, wszyscy członkowie zespołu siedzieli na kanapach i podłodze, na
środku stały świeczki. Sunggyu, gdy mnie zobaczył, ręką wskazał mi miejsce obok
siebie na kanapie. Posłusznie usiadłam. Chłopcy o czymś rozmawiali. Trudno było
mi stwierdzić, o czym, ponieważ mówili po koreańsku. W pewnej chwili Hoya się
zorientował, że milczę i powiedział po angielsku:
- Ups… Zapomnieliśmy, że Agnes nic nie rozumie… Em..
Przepraszamy..
- Nie… - pokręciłam głową i uśmiechnęłam się - Jest
dobrze. Lubię słuchać, jak ludzie mówią w innym języku. A koreański jest
naprawdę piękny..
- Aha… W takim razie… Jeśli ci to nie przeszkadza, to
wrócimy do rozmowy. Wybacz, nie jesteśmy najlepsi w angielskim… – Hoya
uśmiechnął się przepraszająco, po czym znów zaczął rozmawiać z chłopakami.
Sunggyu nie uczestniczył w rozmowie. Przez dłuższą
chwilę na mnie patrzył, potem dotknął moich włosów i założył mi kaptur na
głowę.
- Em.. Oppa, co ty robisz? – spytałam go ze śmiechem.
- Masz mokrą głowę. – powiedział poważnie -Możesz się
przeziębić, jeśli będziesz tak siedzieć.
Uśmiechnęłam się. Lider odpowiedział mi tym samym, po
czym powrócił do rozmowy z członkami zespołu. A ja siedziałam skulona na
kanapie obok niego. Głowa mnie cały czas bolała, ale z jakiegoś powodu nie
przeszkadzało mi to. Byłam szczęśliwa. I pierwszy raz dzisiaj ogarnął mnie
spokój.
~~*~~
Woohyun spoglądał na małą postać skuloną na kanapie
obok Sunggyu.
- No, hyung. Możesz powiedzieć, jak do tego doszło?
–spytał po koreańsku lidera.
- Co? Jak do czego doszło? – mruknął tamten w
odpowiedzi.
- Jak doszło do tego, że w naszym domu znalazła się
mokra dziewczyna z innego kraju?
- Już mówiłem. Spotkałem ją w parku, jak wracałem z tego
głupiego sklepu z waszymi głupimi zakupami, zagadałem do niej, wpadła przeze
mnie do fontanny i nie miała gdzie spać, więc jej pomogłem. Zresztą, nie muszę się
wam tłumaczyć.
- Tak, wiem, że to mówiłeś, ale mi chodzi o to,
dlaczego to zrobiłeś? Nie mówię, że w tym było coś złego, hyung, tylko jestem
ciekawy. – Woohyun uśmiechnął się.
- To nie bądź ciekawy. – burknął Sunggyu.
- Hyung, wiesz, że dużo ryzykowałeś, zapraszając ją
tutaj? – powiedział poważnie Woohyun – Masz szczęście, że manager pojechał do
wytwórni i wróci pojutrze, podobno będzie musiał pojechać gdzieś jutro na cały
dzień. Mamy jutro wolny dzień. Proszę, powiedz nam.
- Że też muszę tłumaczyć się przed młodszymi… – zaczął
Sunggyu z niezadowoleniem – No dobra… No więc poszedłem do tego sklepu, kupiłem
wam te przekąski, które leża w kuchni nietknięte, dzięki, chłopaki, dzięki, no
i wracałem przez park. Zobaczyłem siedzącą na murku fontanny zmarzniętą
dziewczynę, która się trzymała za głowę. Wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować,
czy coś… No to podszedłem i się spytałem, czy dobrze się czuje. Powiedziała, że
nie, że to najgorszy dzień w jej życiu, że została okradziona, zgubiła się w
obcym kraju, i że się źle czuje. Potem stwierdziła, że mam podobny głos do
Sunggyu z INFINITE… - w tym momencie zaczęły się śmiechy, a gdy ucichły,
Sunggyu kontynuował – …potem jak mnie zobaczyła, myślała, że jestem halucynacją…
- rozległy się jeszcze głośniejsze śmiechy - …więc ochlapałem ją wodą, żeby do
niej dotarło, że to ja. A potem się poślizgnęła i wpadła do tej głupiej
fontanny. No to ją wyciągnąłem i dałem jej bluzę, bo by zamarzła. A potem ją
zaprosiłem do nas. A czemu? Bo poczułem się winny, odpowiedzialny za to, co się
wydarzyło, chciałem jej pomóc. To tyle. Coś w tym dziwnego, że nie lubię, jak
innym źle się dzieje?
Nastała chwila milczenia, którą niespodziewanie
przerwał L.
- Ja nie widzę w tym niczego dziwnego. – powiedział cicho,
a potem uśmiechnął się delikatnie – W końcu masz dobre serce, hyung.
- No! Czyli mamy już sprawę wyjaśnioną. W takim razie…
– Kyu zaczął się przeciągać – Trzeba wreszcie zjeść te przeklęte przekąski, po
które tak się trudziłee… em?! - kiedy się przeciągał nagle na jego kolanach
pojawiła się głowa w kapturze.
- Em… Agnes? Co robisz? – spytał, tym razem po
angielsku.
Nie odpowiedziała.
- Agnes? – Dongwoo podniósł się z kanapy i podszedł do
kolan Sunggyu. Ukląkł i delikatnie uniósł kaptur bluzy. – Haha! Zasnęła.
- Co?! – pozostali zawołali chórem.
- Ćsii… Mówię, że zasnęła. - raper zbeształ chłopaków.
- Ej, hyung? Co teraz zrobimy? Mam ją budzić? – zapytał
Woohyun.
Lider przez chwilę patrzył na małą osóbkę leżąca na
jego kolanie.
- Nie… Niech śpi. – uśmiechnął się, kładąc swoją rękę
na jej ramieniu. – Miała ciężki dzień...
~~*~~
Następnego dnia, tak jak mówił Sunggyu, odnaleźliśmy
mój hotel. Chłopcy odprowadzili mnie tam. Przy pożegnaniu Sunggyu dał mi swój
nr telefonu i ID na KakaoTalk.
- Jeszcze się spotkamy. – powiedział z uśmiechem na
odchodnym.
Nie wątpiłam w to. Wiedziałam, że tak na pewno będzie.
Jego oczy mówiły, że nie były to puste słowa.
~~*~~
Kyaaaa~! Kyaaaa~! <3 Tyle feel'sów O Siwonie >,<
OdpowiedzUsuńTen Sunggyu :3
To jest słodkie na swój sposób XD
Wiedziałam, że jako pierwszego dasz Dongwoo XDD
Ciężko mi jakoś skomentować... za dużo tych emocji XD
Kociam cię unnie <3