Emi x Max (Changmin z DBSK)
Pokonana samotność
Byłam kiedyś
według innych nazywaną dziwną nastolatką. Nie miałam żadnej przyjaciółki, z
nikim nie rozmawiałam, nie ufałam ludziom. Każdy potrafi tylko kogoś ranić,
więc po co mi znajomi? Wolałam siedzieć sama w ciemnym, pozasłanianym roletami
pokoju. Cisza i samotność mnie nie przytłaczała, miałam przynajmniej dużo czasu
dla siebie, by myśleć. Nie wiem co, ale coś wewnątrz mnie kochało muzykę,
zawsze gdy słyszałam jakąkolwiek koreańską piosenkę moje nogi same rwały się do
tańca, a moja babcia dawała mi lekcje śpiewu.
Szłam
właśnie do miasta, bo mama mnie wysłała po jakieś zakupy, dała mi kartkę na
którą nawet nie spojrzałam tylko wzięłam ją wraz z pieniędzmi. Po drodze
widziałam dużo plakatów z napisem „SM Entertainment ogłasza nabór do nowego
girls bandu, potrzebujemy trainee, jeśli wierzysz w swoje umiejętności, przyjdź
do nas na casting”. Prychnęłam pod nosem i poszłam do sklepu, jednak cały czas
miałam tak jakby przed oczami ten napis.
„Może to nie
taki głupi pomysł. Raz się żyję, pójdę na ten casting.” – pomyślałam.
W drodze
powrotnej zapisałam sobie potrzebne dane i zaniosłam zakupy, rodzicielka
podziękowała, a ja wróciłam do swojego pokoju. Położyłam się na łóżku i
zastanawiałam się co mam zatańczyć i zaśpiewać, potrzebowałam dwóch piosenek.
Po długich
poszukiwaniach do tańca wybrałam Shinhwa – Only one, a do śpiewania zaś H.O.T –
Candy. Byłam zadowolona ze swojego wyboru. Na szczęście umiałam już to,
wystarczyła mi tylko chwila na przypomnienie i gotowe. Nucąc utwór zasnęłam.
Casting miał się odbyć następnego dnia koło godziny 12.
Rano
wstałam, leniwie poszłam do łazienki, umyłam się i ubrałam porządnie. Na
początku myślałam nad nałożeniem czegoś kolorowego, ale spoglądając na moją
szafę znalazłam bardzo mało takich ubrań. W mojej garderobie przeważała czerń.
Więc ten problem nie zaprzątał mi długo głowy, nałożyłam luźny T-shirt,
przydługą bluzę dresową i rurki. Przejrzałam się w lustrze i uczesałam jeszcze
włosy. Zeszłam na dół do kuchni by zjeść śniadanie. Wyjęłam z szafki moje ulubione
płatki śniadaniowe i usiadłam przy stole zalałam je mlekiem i w spokoju
zajadałam się moim pierwszym posiłkiem tego dnia. Powiedziałam mojej mamie o
moich planach i opuściłam dom.
Stałam pod
budynkiem SM Entertainment i spokojnie oddychałam. Nie stresowałam się tak jak
większość zebranych. Parę osób próbowało do mnie zagadać, gdy weszłam do
poczekalni, jednak ja jak zwykle nie byłam przychylna wszelkim rozmową.
Podeszłam do okienka odebrać swój numerek, usiadłam na krzesełku. Nie chciałam
tak jak inni przećwiczyć. Byłam pewna, że wszystko zapamiętałam. Gdy w
pomieszczeniu zrobiło się już bardzo mało ludzi zawołali mnie.
- Annyeong
haseyo, mam na imię Emilia, z pochodzenia jestem Polką, ale od dość długiego
czasu mieszkam w Korei Południowej.
- Miło nam poznać
– zaczęła jedna z kobiet siedzących za dużym stołem. - To jest teraz jakby
pierwsza runda, w której musisz zaprezentować swój taniec. Jeśli zdasz następny
będzie śpiew. Życzymy powodzenia.
W głośnikach
rozbrzmiała znajoma mi piosenka. Wykonywałam znajome mi ruchy, ciało
zsynchronizowało się z melodią. Wszystko było idealne. Bez żadnej pomyłki.
Nawet jeden moment, z którym często miałam trudności, dziś poszedł mi gładko.
Gdy skończyłam podziękowałam i wyszłam z sali czekając na wyniki.
Po pewnym
czasie na tablicy zostały wywieszone imiona i nazwiska. Przyglądałam się kartce
zdziwiona. Potem zostałam szturchnięta przez jakiegoś chłopaka, który pokazał,
żebym poszła za nim. Tak też zrobiła. Zaprowadził mnie na ogromną sale
treningową, gdzie miał odbyć się 2 etap. Znowu jakaś dziwna numeracja.
Odchrząknęłam parę razy by się lepiej przygotować do śpiewu. Zaprosili mnie do
pomieszczenia obok.
***
Po tygodniu
przysłali mi w liście wyniki. Moja intuicja mnie nie zawiodła, zdałam. Miałam
stawić się w biurze następnego dnia po południu. Czekała mnie rozmowa z CEO.
Pochwaliłam się, co nie było w moim zwyczaju mojej kochanej babci. Szybko
poszłam spać, cały dzień pomagałam rodzicom, więc byłam mocno wykończona.
Nazajutrz
obudziłam się po 12. Lato, wakacje, kochałam spać do późna. Ubrałam się od razu
jakoś wyjściowo, zeszłam do kuchni zjeść śniadanie.
Po godzinie
16 wyszłam z domu do umówionego miejsca. Weszłam tylnym wejściem do budynku.
Zapytałam recepcjonistki o drogę do biura CEO. Usiadłam pod drzwiami słysząc
dochodzące głosy z pomieszczenia. Gdy w środku nikogo już nie było delikatnie
zapukałam i weszłam. Po prawej stronie, tak jak i po lewej były ustawione
szafki z książkami i jakimiś dokumentami, na wprost zamiast ściany były szyby,
duże okna, a przed nimi Lee Soo Man za swoim biurkiem.
Przedstawiłam
mu się, opowiedziałam o swoim znikomym kontakcie z ludźmi. Obgadaliśmy warunki
umowy kontraktu. Może nie był jakiś super, ale pasował mi, a to było dosyć
dziwne. Zostałam przydzielona do 4-osobowej grupy. Zaczęłyśmy przygotowania do
debiutu. Każda dawała z siebie jak najwięcej.
***
Wszystko
było fajnie zaplanowane, debiut za niecały rok, a mnie przytrafiła się
katastrofa. Wybiegłam z domu uciekając na moją salę treningową, która właściwie
stała się moim drugim pokojem. Podeszłam do jednej ze ścian i osunęłam się na
ziemię. Zaczęłam płakać, łzy, które niedawno nie mogły wypłynąć, teraz spływały
ze zdwojoną siłą. Skuliłam się.
Moją babcie
oraz dziadka przewieźli do szpitala bo wykryto u nich jakąś dziwną chorobę.
Lekarze kazali by nasza rodzina (tylko osoby co mieszkały w jednym domu) poszła
na badania. U mnie nic nie wykryto, ale u rodziców tak. Przez to groziła im
śmierć. Możliwe, ze zostało im tylko parę dni życia.
Usłyszałam
jak drzwi się otwierają, ale nie podniosłam głowy, nie chciałam by ktoś mnie
zobaczył w takim stanie. Ktoś odłożył torbę i podszedł do mnie.
- W-w
porządku? – usłyszałam przyjemny, ciepły, męski głos.
- Ani… -
powiedziałam cicho. Mimo, ze nie lubiłam rozmawiać z kimkolwiek, teraz
potrzebowałam rozmowy.
- Co się
stało? – chłopak kucnął obok mnie i pogłaskał mnie po plecach.
- M-moi
dziadkowie i rodzice chorują na tą samą chorobę… Lekarze nie dają im dużo
czasu. Mogą zginąć w każdej chwili. To wszystko moja wina, gdybym nie poszła na
to przesłuchanie miałabym więcej czasu dla nich…
- Nie
obwiniaj się, to nie jest twoja wina. Wiesz… Mogli się jakimś jedzeniem zatruć
czy coś… Nie poddawaj się. Musisz stać się silniejsza. Oni pewnie tego chcą,
chcą byś była szczęśliwa, by udało ci się zadebiutować. Na pewno kochają
ciebie. – młody mężczyzna delikatnie przyciągnął mnie do siebie bym wtuliła się
w jego tors.
- Dziękuję,
nie spodziewałam się, ze ktoś będzie chciał mnie jakoś pocieszyć. Potrzebowałam
rozmowy… Dziękuję.
- Jestem
Changmin, ale mów mi Max.
- Emilia…
Posiedzieliśmy
tak jeszcze z chwile. Potem przenieśliśmy się na kanapę po drugiej stronie
sali, (Nie, nie będzie gwałtów niespodzianek) kontynuowaliśmy naszą rozmowę.
Otworzyłam się przed nim. Przełamałam swoją barierę. Udało mi się z kimś
normalnie pogadać.
Zaprzyjaźniłam
się z nim. Max pomógł mi od razu po tym jak parę dni po naszym pierwszym
spotkaniu moi dziadkowie zmarli. Starał się mnie pocieszać i opiekował się mną.
Jednak coś w nim zaimponowało mnie, zauroczył mnie. Chciałam odtrącić myśli, ze
może mi się on podobać.
„Przecież to
mój pierwszy przyjaciel, nie chce go stracić” – pomyślałam.
Tak już
ponad dwa miesiące się okłamywałam. Ten jego głos, uśmiech… Czemu on musi być
taki przystojny? To jakaś kara dla mnie?
Szłam do
podziemnego pomieszczenie, w którym jak co miesiąc odpoczywaliśmy od treningów,
niektórzy pili alkohol, inni zabawiali się na parkiecie. Taka impreza tylko dla
członków SM. Usiadłam na jednej z kanap w rogu, po chwili jakby wyrósł spod
ziemi znalazł się przede mną Max. Zabrał ze stolika swoje ulubione cukierki i
przysiadł po mojej prawej stronie. Pogadaliśmy trochę i wyszliśmy na dwór.
Szliśmy spacerkiem w stronę mojego domu. Changmin miał tego dnia zostać na noc
bym nie była samotna. Już dwa miesiące bez moich dziadków, rodzice dalej
walczyli o życie. Rozłożyłam łóżko w starym pokoju babuni, położyłam świeżą pościel.
Młody mężczyzna poszedł szybko wziąć prysznic. Ja w tym czasie zaczęłam przygotowywać
swój pokój.
Gadaliśmy o
wszystkim do późna w nocy. Jednak mnie jako pierwszą zmorzył sen. Nawet nie
wiem kiedy, po prostu zasnęła.
- Nie zdajesz
sobie sprawy co robisz z moim sercem. – wyszeptał i ucałował moje czoło.
Poprawił
mnie na łóżeczku bym miała wygodniej. Sam posiedział jeszcze chwilę wpatrując się
we mnie. Bił się z myślami. On także czuł do mnie coś innego, coś większego niż
zwykła przyjaźń.
- Jutro… Nie
to już dziś będzie. Powiem ci o swoich uczuciach… Wiem, ze mogę to wszystko
zniszczeć, ale nie potrafię wytrzymać. Mianhe, Emi…
Opuścił
pokój, poszedł „do siebie”. Przez dłuższy czas nie mógł zasnąć, jednak udało mu
się. Zapadł w sen z pięknym uśmiechem na twarzy.
*
Obudzona
przez promienie słońca wyciągnęłam się na pościeli i dosłownie spadłam z łoża.
Narzuciłam na siebie szlafrok i powędrowałam do kuchni zrobić śniadanie, dla
siebie jak i Max’a. Udały mi się naleśniki. Nałożyłam na dwa talerze i poszłam
obudzić śpiocha. Nie było łatwo, ale udało mi się go zepchnąć.
Po śniadaniu
chłopak zabrał mnie na spacer. Szliśmy piękną, leśną dróżką. Końcówka sierpnia,
a żółte liście niestety już opadły z drzew. Poprosił bym usiadła na jednym z
wielu pieńków drzew.
- Emi…
Zbierałem się trochę z tym. Wiem, że możesz mnie po tym znienawidzić, ale ja już
dłużej nie mogę… Kocham cię…
- M-max… Ja
chyba ciebie też. Tylko proszę naucz mnie kochać, nigdy nikogo nie kochałam tak,
poza rodziną.
- Dziękuję.
Obiecuję, ze nauczę ciebie. Razem zadebiutujemy już jako para.
Po tym
pocałował mnie w czoło i wróciliśmy uśmiechnięci do domu. Dzięki niemu
otworzyłam się na ludzi. Pomógł mi wyjść z cienia.
„Max, dziękuję.” – napisałam na kartce i
szybko schowałam tak by nie zauważył do jego portfela.
___________
Mianhe za błędy, brak weny, ona ma urlop jeszcze XD
Coś z siebie wydusiłam, pewnie nie jest takie jak chciałaś, teraz mi będziesz jeszcze pewnie narzekać x.x
Starałam sie jak co x.x.
Pisałaś, że długie będzie -_-
OdpowiedzUsuńFoch forever normalnie. Opo dla ciebie nie będzie -_-
Wiedziałam no xd ja nie umiem długich, weny nie mam, czasu nie mam, x.x
UsuńIdę umrzeć xx