17.08.2015

'Szczeniaczek' Yoseob/Junhyung

A teraz czas na urodzinowego one shota z prawie dokładnym miesięcznym opóźnieniem dla naszej wspaniałej Jieun!
Sto lat, sto lat!
Jeśli za rok ten blog będzie dalej istniał, to postaram się wyrobić na 19 lipca c:
Btw, zepsułam końcówkę :/
Miłego czytania~~
~Yuki


.
.
.
.
.

Uspokoiła oddech i ponownie spojrzała w lustro. Ujrzała w nim czerwoną twarz i żałośnie rozmazany makijaż. Powolnym ruchem ręki starła resztki łez z policzków. Znowu płakała. Znów przez niego.
Zamknęła oczy, uniosła lekko głowę do góry, wstrzymała oddech, po czym powoli wypuściła powietrze z ust. Pochyliła się nad umywalką, odkręcając jednocześnie wodę. Opłukała twarz i wytarła się ręcznikiem.
Znów mi to zrobił – pomyślała, sięgając po szarą kosmetyczkę w koci wzór. -  Znowu mnie olał. Dlaczego?
Z małej torebeczki wyciągnęła podkład. Rozprowadzając go po twarzy rozmyślała nad dzisiejszym telefonem.
Jak mógł to zrobić…? – westchnęła, biorąc do ręki tusz do rzęs. – Czy jego koledzy są naprawdę ważniejsi ode mnie? Przecież jestem jego dziewczyną!
Doprowadzona do porządku, zamknęła kosmetyczkę, odstawiła ją na swoje miejsce i znów spojrzała w lustro.
- Znowu wyglądam jak człowiek… - wymamrotała, poprawiając gumkę podtrzymującą włosy związane w kucyk.
Wyszła z łazienki, wyłączyła światło i skierowała się do swojego skąpanego w mroku pokoju. Rzuciła się na zaścielone miętową pościelą łóżko, podłożyła pod brodę poduszkę w kształcie kociej głowy i wzięła do ręki swój telefon. Włączyła pierwszą piosenkę, jaka napatoczyła się jej pod palec i ustawiła maksymalną głośność. Posłała telefon na drugi koniec posłania i zamknęła oczy, by zatopić się w swoich myślach.
Po kilku minutach słuchania ballad o nieszczęśliwej miłości zdenerwowała się i wyłączyła odtwarzacz muzyki. Przez jakiś czas trwała w ciszy, którą niespodziewanie przerwał melodyjny dzwonek telefony. Westchnęła przeciągle i z ociąganiem sięgnęła po urządzenie. Na wyświetlaczu widniał napis: „Mój oppa”.
- Drań… - prychnęła zirytowana, ale wcisnęła zieloną słuchawkę. Przynajmniej miał tyle odwagi, by zadzwonić. – Czego? – rzuciła oschle.
- Cześć, kochanie. – usłyszała dźwięczny głos chłopaka. – Jak się masz?
- Jak się mam? Spytaj swoich kolegów. – syknęła zdenerwowana.
- Jieun, skarbie, przepraszam, że wcześniej ci nie powiedziałem. No już, nie gniewaj się… - chłopak zaczął słodziutkim głosem, ale ona mu przerwała.
- Yoseob! To już szósty raz! Ile razy masz zamiar jeszcze tak odwoływać nasze randki?! Jesteś idiotą! Cholernym idiotą! – wykrzyczała Jieun, siadając na łóżku.
- No już, Szczeniaczku…
- Nie nazywaj mnie tak!
- …wiem, że popełniłem błąd…
- Już szósty raz.
- …ale daj mi wyjaśnić.
Dziewczyna umilkła i pozwoliła mu mówić.
- Chłopakom coś wypadło, mieli problem i musiałem im pomóc. – oznajmił poważnie, po czym dodał słodko – No już… Nie gniewaj się, zrekompensuję ci to jakoś. Może… Spotkamy się jutro o 11:00 na naszym moście? Przyniosę ci coś.
Jieun dalej milczała, ale poddawała się. Nie mogła się długo na niego gniewać. Chociaż wiele razy ją skrzywdził, ona zawsze mu wybaczała. Nie mogła nic na to poradzić, po prostu go kochała.
- Jieun? Jesteś tam? Szczeniaczku…? – spytał po kilku chwilach ciszy.
- Nie nazywaj mnie tak… - powiedziała cicho.
- To jak? Mogę cię jutro spotkać, piękna? – głos Yoseoba był taki ciepły, uroczy i uwodzicielski. Nie mogła mu odmówić.
- No dobrze… - dała za wygraną, ale uśmiechnęła się lekko.
- Świetnie! No to do jutra, skarbie. Śpij dobrze. – usłyszała jeszcze cmoknięcie, jakby całował ją na dobranoc i potem rozłączył się.
Jieun opadła z powrotem na łóżko i patrzyła w biały sufit. Z jej oka poleciała łza, ale na jej twarzy dalej widniał słaby uśmiech.

~~*~~

Padał śnieg. Jieun stała na zaśnieżonym moście i opierając się o barierkę, obserwowała wirujące płatki śniegu. Biały puch leniwie opadał na zalodzoną taflę rzeki i pokrywał drzewa porastające jej brzegi. Dziewczyna wyprostowała się i poprawiła rękawy płaszcza. Sama nie wiedziała, dlaczego go ubrała. Nie wiedziała też, czemu założyła swoje najładniejsze zimowe botki na obcasie. Tajemnicą było też to, z jakiego powodu miała na sobie sukienkę od Yoseoba.
Czyżby wystroiła się specjalnie dla niego? Jieun nie potrafiła odpowiedzieć na to pytanie, ale podświadomie czuła, że to właśnie dla niego. Tylko czemu? Wczoraj ją skrzywdził, a ona starała się mu przypodobać. Nie powinna tego robić. To on powinien jej się przypodobywać, to on powinien błagać ją o wybaczenie, to on powinien się starać.
Więc dlaczego to ona wkładała w to spotkanie tyle wysiłku?
Nagle poczuła, jak ktoś obejmuje ją zza pleców. W jednej z obejmujących ją dłoni ujrzała bukiet czerwonych róż.
- Cześć, kochanie. – usłyszała ciepły głos tuż przy swoim uchu.
Uśmiechnęła się pod nosem i odwróciła się. Przed nią stał Yoseob z naręczem kwiatów w ręce. Miał na sobie ciepłą kurtkę z brązowej skóry, ciemne jeansy, solidne buty zimowe, jego smukłą szyję chronił wełniany szalik, a na głowię miał czapkę. Wyglądał w tym ubraniu tak prosto i niepozornie, ale Jieun kochała ten jego prosty i niepozorny styl. Chłopak uśmiechnął się rozbrajająco i wręczył jej bukiet.
- Jieun, moja piękna, jeszcze raz proszę cię o wybaczenie. – powiedział słodko, ale poważnie.
- Wybaczam. – spuściła wzrok i z uśmiechem przyjęła róże, po czym przytuliła się do niego. – Wybaczam ci. Ale więcej tak nie rób. Obiecaj. – dodała patrząc mu w oczy.
- Obiecuję. – powiedział i pocałował ją, jakby chciał w ten sposób potwierdzić prawdziwość przysięgi.
Przez kilka chwil trwali tak złączeni ze sobą, a świat zdawał się stracić jakiekolwiek dla nich znaczenie. Choć ten pocałunek miał ją rozweselić, Jieun nadal czuła się zraniona. Ale nie pokazała tego. Postanowiła trzymać ten ból tylko dla siebie, nie zamierzała go okazywać. Kochała Yoseoba całym sercem i pomimo tego, że ta miłość była tak bolesna, nie miała zamiaru z niej rezygnować.
Gdy świat znów nabrał znaczenia, Yoseob odezwał się.
- Długo zastanawiałem, się, co ci dać i w końcu uznałem, że róże będą najodpowiedniejsze, Szczeniaczku. – powiedział z uśmiechem.
- Nie nazywaj mnie tak… - skrzywiła się dziewczyna.
- Czemu mam cię tak nie nazywać? „Szczeniaczek” tak do ciebie pasuje!
- Wiesz, że nie lubię psów. – ucięła szybko.
- Ale to jest urocze przezwisko… - Yoseob obrażony odwrócił wzrok i wydął policzki jak niezadowolone dziecko. Jieun mimowolnie się uśmiechnęła i pokręciła głową. On był taki słodki…
- I tak nie pozwolę ci tak do mnie mówić. Nie lubię psów, nie ważne, czy to dorosłe, czy szczeniaki. Nie lubię ich.
- Dlaczego ich nie lubisz? – chłopak nie dawał za wygraną.
- Chyba ci już o tym mówiłam. – zdenerwowała się.
- Nie, nie mówiłaś.
- Na pewno mówiłam. Skończmy ten temat, nie lubię o tym mówić.
- Nie pamiętam, żebyś mi o tym opowiadała.
- Czyli nie słuchałeś?!
- Zawsze cię słucham, ale tego mi nie mówiłaś. – Yoseob także się zirytował.
- Pół roku ze sobą chodzimy, musiałam ci o tym mówić! – Jieun podniosła głos.
- Nic nie mówiłaś! – krzyknął sfrustrowany.
- Idiota! – wydarła się i ze łzami w oczach cisnęła w niego bukietem róż, po czym odwróciła się i uciekła.
Yoseob nie patrzył jak odbiega. Patrzył w bok, trzęsąc się ze złości. Czuł się, jakby właśnie dostał  z liścia kwiatami w twarz. Drżącą ręką dotknął piekącego policzka. Poczuł pod palcami wypukłe zadrapania, pewnie od kolców róż, gdy spojrzał na rękę, ujrzał na niej ślady krwi. Schylił się i podniósł rozwalający się bukiet. Podniósł go tylko po to, by później z krzykiem wściekłości z całej siły rzucić nim w zalodzoną rzekę.
Odwrócił się w przeciwnym kierunku, do którego uciekła dziewczyna i szybkim krokiem ruszył przed siebie, po drodze kopiąc w balustradę mostu. Poczuł okropny, piekący ból, gdy jedna z lecących z jego oczu łez wsiąkła w ranę na policzku.
Zawiał wiatr. Porwał on w niebo kilka urwanych płatków róż z rozwalonego bukietu leżącego na ośnieżonym lodzie. Czerwień kwiatów zawirowała w powietrzu z bielą śniegu, niczym w rozpaczliwym tańcu dwójki kochanków, którzy widzą się ostatni raz w życiu.

~~*~~

Siedziała na ławce w parku i kryła twarz w dłoniach. Przez palce kapały na jej płaszcz łzy, nie mogła ich opanować. Czuła, że jej świat zaczyna się walić. Zbyt często płakała przez swojego chłopaka. Może jemu na niej nie zależało i to była tylko jednostronna miłość? Nie znała i nie chciała znać odpowiedzi na to pytanie. Chciała wierzyć, że to tylko mały kryzys, który przeminie. Ale to trwa zbyt długo. Zbyt długo przez niego cierpiała. Ale nie mogła z niego zrezygnować. Kochała go i choćby miała cierpieć przez całe swoje życie z powodu tej chorej miłości, to dalej będzie kochać.
- Który to już raz? – usłyszała nagle męski głos.
Wystraszona aż podskoczyła na ławce. Zobaczyła przed sobą wysokiego, przystojnego chłopaka, o ciemnych włosach i jasnej cerze. Nieznajomy wiercił ją spojrzeniem ciemnych, głębokich oczu.
- S-słucham? – spytała skołowana. Pierwszy raz widziała go na oczy, nie miała pojęcia, czy ją zna i o co mu chodzi.
- Och, przepraszam, powinienem się najpierw przedstawić. – odparł bez żadnych emocji chłopak. – Nazywam się Yong Junhyung, często chodzę po tym parku i już kilka razy widziałem cię tutaj zapłakaną, z chłopakiem lub samą. Który raz przez niego płaczesz? – jego ciemne oczy były nieugięte.
- J-ja… - na chwilę głos uwiązł jej w gardle, nie była w stanie wymówić ani słowa.
- Wybacz mój brak delikatności, ale wkurzają mnie takie dupki, jak ten, który doprowadza cię do płaczu. – mówił dalej niewzruszenie.
- N-nie mów tak o nim… - powiedziała w końcu cicho Jieun. – On nie jest zły… Po prostu mamy teraz ciężki okres…
- Który raz? – Junhyung nie dawał za wygraną.
Jieun spuściła oczy i ledwo słyszalnie odpowiedziała.
- Dzisiaj to już siódmy raz….
- Zerwałaś z nim? – spytał ostro.
- Co? Nie! Ja… Ja go ko… - urwała. Blada i zesztywniała patrzyła na przechodzącego obok nich pana z wielkim owczarkiem niemieckim na smyczy. Pies spojrzał na nią, wyszczerzył kły i warknął, po czym zaczął szczekać. Jieun krzyknęła i skuliła się na ławce, zakrywając głowę rękami.
Właściciel psa skarcił swojego pupila, rzucił krótkie przeprosiny i poszedł dalej, a Junhyung tylko patrzył na nią zdziwiony.
- Co ci jest? – pochylił się nad nią i dotknął jej drżącego ramienia. Dziewczyna przez chwile milczała, a potem odezwała się.
- J-ja… mam kynofobię… Znaczy… boję się psów… - wydukała powstrzymując łzy i drgawki.
- Hej, spokojnie, już go nie ma… I ten, no… Nie bój się…. – po raz pierwszy chłopak się zmieszał. Poklepał ją po ramieniu – zapewne to miało ją pocieszyć, ale mu nie wyszło – i przycupnął koło niej, po czym zaklął, bo usiadł na śniegu – to zapewne nie miało jej pocieszyć, ale dzięki temu parsknęła śmiechem, przyprawiając go o rumieńce.
- N-nie śmiej się! – Junhyung próbował ratować swoją godność i reputację opanowanego i pewnego siebie nieczułego chłopaka. Nie udało mu się.
- Dobra, starczy tego dobrego, nie odpowiedziałaś mi na pytanie. – dodał, gdy Jieun już się opanowała. – Lee Jieun, dlaczego jeszcze z nim nie zerwałaś?
- Skąd znasz moje imię? – spytała podejrzliwie.
- Chodzimy do tego samego uniwersytetu. Jestem na drugim roku, ty, z tego co  wiem, jesteś na pierwszym. Pół roku temu wykładowca zrobił ze mnie chłopca na posyłki, miałem przynieść komuś papiery, ta osoba akurat miała z wami wykład i wszedłem, gdy zostałaś wywołana po odbiór pracy.
Dziewczyna patrzyła na niego przez chwilę.
- Nie pamiętam cię. – skwitowała.
- To nic dziwnego, widziałaś mnie może tylko raz w życiu. – chłopak wzruszył ramionami. - Ja za to miałem szczęście wpadać na ciebie kilka razy. – uśmiechnął się i dodał. – No więc? Czemu wciąż jesteś z facetem, który cię rani?
- Bo go kocham. – odparła bez chwili zastanowienia.
Junhyung westchnął i pokręcił głową. Nie rozumiał jej. Był pewien, że to nie może być miłość. Uważał, że miłość nie może ranić.
- Dobra, myśl jak chcesz. Na twoim miejscu zerwałbym z nim. – powiedział z rezygnacją i wstał z  ławki. – Jeśli kiedykolwiek chciałabyś się wyżalić, popłakać na moim ramieniu, czy po prostu pogadać, zadzwoń. – dodał, wręczając jej kartkę z numerem telefonu.
- Dziękuję? – dziewczyna wzięła od niego kawałek papieru, zastanawiając się, kiedy on zdążył cokolwiek na niej napisać.
- Do, mam nadzieję, zobaczenia. – powiedział, odchodząc w stronę mostu na rzece.
- Do zobaczenia… - odparła Jieun, patrząc na karteczkę.

~~*~~

Po kilku dniach ciszy telefon Yoseoba w końcu zadzwonił. Chłopak niemal rzucił się na urządzenie, żeby odebrać. Dzwoniła Jieun.
- Halo? – usłyszał jej głos.
- Jieun! Skarbie, przepraszam! Proszę, wybacz mi! Nie gniewaj się na mnie! Nie będę drążył tematu, tylko nigdy więcej nie wystawiaj mnie na takie próby! Nie pozwól mi myśleć, że zerwaliśmy! – wykrzyczał jednym tchem, był niemal bliski płaczu.
- Oppa… To ja przepraszam… - powiedziała cicho, jakby ze skruchą. - Mogę do ciebie przyjść? Teraz?
- Oczywiście, że możesz! Przyjść po ciebie? – ucieszył się Yoseob.
- Nie, sama przyjdę. Czekaj na mnie. Zaraz będę.
Rozłączyła się, zanim zdążył odpowiedzieć. Ale nie przeszkadzało mu to. Teraz wiedział, że nic nie jest stracone. Nie musiał sprzątać pokoju, żeby Jieun się nie przestraszyła. On zawsze miał w pokoju porządek. Co prawda, jego mama twierdziła, że jest tam straszliwy syf, ale rodzice zawsze narzekają na czystość pokoi swoich dzieci.
A on miał bardzo ładny pokój. Był on niewielki, ale dobrze wyposażony, z niebieskimi ścianami i ciemnymi panelami na podłodze. Wszystkie jego meble były z ciemnego orzecha, na ścianach wisiało kilka plakatów z czarno-białymi grafikami.
Po kilku minutach czekania usłyszał wyczekiwany dzwonek do drzwi. Pognał jak strzała do korytarza i wpuścił do mieszkania swoją dziewczynę.
- Jieun, skarbie! Wchodź, wchodź! Chcesz coś do picia? Do jedzenia? Nie jest ci zimno? Na dworze robi się już cieplej, ale zapowiadają deszcze ze śniegiem, jeśli zmokniesz, to się przeziębisz! – trajkotał tak jeszcze kilka chwil, aż w końcu zobaczył poważną twarz dziewczyny. – Skarbie, o co chodzi? – spytał zmartwiony.
- Ja… - zaczęła cicho. - Możliwe, że naprawdę ci tego nie powiedziałam… No wiesz, dlaczego nie lubię psów i takie tam… Rzeczywiście mogłam ci o tym wcześniej powiedzieć… Więc powiem teraz.
Dziewczyna spojrzała mu w oczy. Yoseob zauważył, że zbiera się jej na płacz.
- Kochanie, nie musisz… - zaczął, ale ona mu przerwała.
- Nie, muszę. – powiedziała stanowczo. – Chodź, usiądziemy.
Skierowała ich na łóżko chłopaka. Usiedli koło siebie i kilka minut trwali w ciszy. Gdy Jieun zebrała myśli, przemówiła.
- Nie lubię psów, ponieważ się ich boję. Mam kynofobię. Wszystko, co związane jest z psami, całkowicie mnie przeraża. To dlatego, że jak byłam mała, zaatakował mnie pies sąsiadów. Do dzisiaj mam blizny… - podwinęła rękaw bluzki tak, by mógł zobaczyć blizny na jej przedramieniu. – Mam też takie na nogach, ale nie będę ich pokazywać…
- Nie musisz. – przerwał jej szybko Yoseob. – Naprawdę, nie musisz już nic mówić ani niczego pokazywać. Rozumiem. – spojrzał jej w oczy, po czym przytulił ją. – Przepraszam. – wyszeptał jej do ucha.
- Za co? – spytała, czując łzy na policzkach.
- Przepraszam, że nazywałem cię „Szczeniaczkiem”. Przepraszam, że nie zauważyłem, jak patrzysz na psy. Przepraszam za wszystko.
Chłopak odsunął się od niej. Zobaczyła, że na jego twarzy także widnieją ślady łez.
- Przepraszam też za to… że nie powiedziałem ci, że na tydzień wyjeżdżam… - powiedział drżącym głosem.
Jieun patrzyła na niego długo. Poczuła, jak po raz kolejny po jej ciele rozlewa się fala bólu. Bez słowa wstała i skierowała się do wyjścia. Każdy jej krok coraz bardziej ją bolał i stawał się coraz cięższy, ale brnęła naprzód.
- Jieun… - Yoseob ciągle powtarzał jej imię. Ale ona milczała. Bez słowa ubrała swój płaszcz i wyszła z mieszkania.
- JIEUN! – krzyknął chłopak, po czym osunął się na podłogę i płacząc mamrotał jej imię.

~~*~~

Zadzwoniła do niego. A raczej napisała. Krótka wiadomość. „Przyjdź”. Tak właśnie napisała Junhyungowi. Nie podała mu adresu swojego domu, miała nadzieję, że chłopak domyśli się, że ma przyjść tam, gdzie się ostatnio widzieli. Do parku.
Nie zawiodła się. Siedziała na tej samej ławce, co półtora tygodnia temu, gdy zobaczyła go. Wyglądał dokładnie tak samo, jak wtedy. W tej samej czarnej kurtce i tych samych jeansach, z tą samą fryzurą i tym samym spojrzeniem.
Powód spotkania też był mniej-więcej ten sam.
- O co chodzi? – spytał tym samym głosem, co półtora tygodnia temu, gdy pierwszy raz się do niej odezwał.
- Miłość boli. – powiedziała cicho, nie patrząc na niego.
Przez kilka chwil Junhyung stał i po prostu na nią patrzył, potem westchnął i usiadł koło niej – sprawdzając najpierw, czy ławka jest sucha.
- Masz rację. Miłość boli. – przytaknął, również cicho.
Dziewczyna spojrzał a na niego zdziwiona. Nie spodziewała się takich słów z jego ust. Co prawda, nie znała go za dobrze, ale po ich pierwszym spotkaniu mogła wywnioskować, że nie przyznałby jej racji w sprawie miłości.
- No co? Mam coś więcej powiedzieć? – zirytował się Junhyung.
- Nie… - spuściła wzrok.
- Masz mi coś więcej do powiedzenia?
Jieun pokręciła głową.
- Aha. Mam ci zacząć wyliczać powody, dla których powinnaś zerwać z tym chłopakiem?
Ponownie pokręciła głową.
- Aha. No to czego chcesz?
Wzruszyła ramionami.
- Możesz mi chociaż powiedzieć, jak się twój chłopak nazywa i co tym razem zrobił?
- Na co ci jego imię? – spytała obojętnie.
- Po nic. Chcę wiedzieć.
- Yang Yoseob.
Junhyung pokiwał głową. Zanotował sobie to imię w pamięci i już planował spotkać się z tym kolesiem.
- A co zrobił?
- Po tym, jak się pokłóciliśmy, nie rozmawialiśmy ze sobą prawie tydzień, a jak poszłam się z nim pogodzić, to powiedział, że wyjeżdża na tydzień. – mówiła dalej obojętnie.
- Nie będzie go przez tydzień? – upewnił się chłopak.
- Taaak… Teraz tylko przez trzy dni… - Jieun spojrzała na niego podejrzliwie. Coś jej nie pasowało. – Czemu pytasz…?
Nie uzyskała odpowiedzi. Zamiast tego poczuła na swoich ustach usta Junhyunga. Zaskoczona nagłym pocałunkiem nie zareagowała od razu. Dopiero po kilku chwilach odepchnęła go i uderzyła go w twarz.
- Co ty wyrabiasz!? – krzyknęła przerażona. – Ja mam chłopaka!
Junhyung tylko uśmiechnął się pod nosem i rozmasował piekący policzek.
- Miałaś rację, miłość boli.
Jieun tylko wstała i uciekła, zostawiając chłopaka samego.
- Kiedyś będziesz moja… - powiedział oblizując usta. – Zobaczysz, zdobędę cię.

~~*~~

Yoseob stał przed domem i wpatrywał się w wyświetlacz swojego telefonu. Przed chwilą zadzwonił do Jieun. Poprosił ją o spotkanie, a ona się zgodziła. Chciał za wszelką cenę ją przeprosić i wreszcie się pogodzić. Jedyne, czego teraz pragnął, to być w szczęśliwym związku z dziewczyną, którą kochał.
- Yang Yoseob?
Na dźwięk swojego imienia odwrócił się. Kilka kroków przed nim stał wysoki chłopak z ciemnymi włosami w czarnej kurtce. Yoseob kojarzył go, widział go kilka razy na uniwersytecie, pamiętał, że nieznajomy był z drugiego roku.
- Tak… O co chodzi? – spytał zdziwiony. Nie był przyzwyczajony do tego, że starsi z nim rozmawiali.
- Yong Junhyung. – przedstawił się. - To ty jesteś chłopakiem Lee Jieun?
- Tak, ale co to ma do rzeczy? O co ci chodzi?
- Masz naprawdę wspaniałą dziewczynę. – Junhyung zignorował pytania młodszego i kontynuował rozmarzonym głosem. – Jest ci naprawdę oddana, szkoda, że nie jest ze mną. A jak świetnie całuje… - dodał z wrednym uśmieszkiem.
- Ty… - Yoseob już chciał mu przywalić, ale został powstrzymany. Junhyung przytwierdził go do ściany, a w jego ręce pojawił się mały myśliwski nóż.
- Spokojnie, to nie ona zaczęła. Gdy tylko ją pocałowałem, dała mi z liścia i uciekła. – zimne spojrzenie starszego przyprawiło Yoseoba o ciarki. – Wiesz… Założyłem się z kolegami, że ją uwiodę, ale mi nie wychodzi… Wszystko przez ciebie. Jest w tobie tak szaleńczo zakochana, że mnie nie zauważa… Zerwij z nią z łaski swojej i daj mi się popisać. - Junhyung dotknął czubkiem noża policzka pobladłego Yoseoba. Przysunął się bliżej niego i wyszeptał mu do ucha. – Naprawdę lepiej by było dla ciebie, żebyś nie wchodził mi w drogę… Uwierz mi, jestem bardzo złym chłopcem.
Junhyung puścił młodszego i cofnął się kilka kroków do tyłu. Gdyby wzrok mógł zabijać, obydwoje byliby już martwi.
- A więc, czy nie miałeś się przypadkiem spotkać teraz ze swoją dziewczyną na moście? – spytał zadziornie starszy. Yoseob już otwierał usta, ale nie pozwolono mu dojść do słowa. – Strasznie głośno rozmawiasz przez telefon. Ale to dobrze. Mogę teraz spokojnie przekazać Jieun smutną wiadomość. Uznałeś, że wasz związek nie ma sensu i poprosiłeś mnie, żebym jej to przekazał, bo tobie nie chce się nawet do niej napisać. Ładna historia, nieprawdaż? A teraz żegnam. Obym cię już nie zobaczył.
Paskudnie uśmiechający się Junhyung ruszył w stronę rzeki, zostawiając bladego Yoseoba sam na sam ze swoim strachem, gniewem i poczuciem bezradności.

~~*~~

Zaczęło padać. Jieun już od pół godziny czekała na Yoseoba. Nie było go. Były łzy. Poczuła się zdradzona. Yoseob obiecał jej, że już nigdy jej nie wystawi. A co właśnie zrobił? Wystawił ją.
Już miała wracać do domu, gdy usłyszała, jak ktoś ją woła. Nadzieja wstąpiła w jej serce, ale zaraz potem zgasła. Przed nią pojawił się nie Yoseob, tylko Junhyung. Rozczarowana spuściła głowę i odwróciła się do niego.
- Jieun! – zawołał ją radosny Junhyung.
- Idź sobie. – Powiedziała sucho.
- Co? – zmieszał się chłopak.
- Nie chcę cię znać.
- Ale…
- W co ty grasz?! – nie wytrzymała i wydarła się na niego. – Dobrze wiesz, że mam chłopaka, gdy tylko on znika, całujesz mnie, prawie cię nie znam, a ty zachowujesz się tak, jakbyś był co najmniej moim przyjacielem!
Junhyung przestał się uśmiechać, wyraz jego twarzy się zmienił. Nie wyglądał już na miłego chłopca. Jego oczy stały się zimne i bezlitosne. Błyskawiczne znalazł się przy niej, popchnął ją na balustradę i przygwoździł jej ręce do barierki. Pochylił się nad nią, ich twarze dzieliły teraz tylko kilka centymetrów.
- Tak, to jest gra. W tej grze jesteś moją ofiarą, marionetką, zabawką, a ja mogę zrobić z tobą co chcę. W tej grze Yoseob jest przeszkodą, której właśnie się pozbyłem. Jeśli się we mnie teraz nie zakochasz, to ciebie też się pozbędę. Staniesz się nie kochanym przez nikogo wyrzutkiem. Uwierz mi, jestem zdolny do takich rzeczy.
Gdy skończył mówić, uśmiechnął się i mocno wpił się w jej usta, przygryzając je. Jieun poczuła nagły ból i metaliczny posmak krwi. Próbowała stawiać opór, ale nie miała z nim szans. Siłowała się z nim, próbowała wyswobodzić ręce, chciała go kopnąć, ale była uziemiona.
Nagle cały ucisk zniknął, nic nie ograniczało jej ruchów, nikt jej nie całował. Otworzyła oczy i zobaczyła Yoseoba. Właśnie przywalił Junhyungowi w twarz. Potem go kopnął, znowu uderzył, a po chwili sam został uderzony. Chłopcy szarpali się, okładali czym mogli, a Jieun tylko patrzyła. W pewnym momencie Junhyung wyciągnął z kieszeni mały myśliwski nóż i ciął nim w Yoseoba. Chłopak dostał w czoło, momentalnie połowę jego twarzy zalała krew. Jieun krzyknęła przerażona, kilku przechodzących obok ludzi zareagowało. Junhyunga i Yoseoba dzielił teraz mały dystans, chłopcy patrzyli sobie w oczy, każdy z żądzą mordu. W pewnej chwili Junhyung się zaśmiał. To był śmiech szaleńca.
- Gra skończona, Yoseob! Wygrałem! Jeśli tylko się ruszysz, zabiję cię! I ją też! – krzyknął wskazując Jieun palcem. – Nie chciała się bawić… Niegrzeczna dziewczynka, oj, niegrzeczna…
Znowu zaczął się śmiać. Wokół nich zebrało się spore zbiorowisko ludzi. Niektórzy ze strachem patrzyli na uzbrojonego Junhyunga, inni przyglądali się rannemu Yoseobowi. Junhyung ze śmiechem postąpił kilka kroków do przodu, powoli przybliżał się do młodszego chłopaka. Yoseob próbował się cofać, ale poślizgnął się na mokrym podłożu i upadł na plecy, co tylko wzmogło histeryczny śmiech Junhyunga.
Nagle rozległy się gwizdy i wycie syren. Tłum za plecami Junhyunga rozstąpił się i na most wbiegli funkcjonariusze policji. Dwóch policjantów złapało wyrywającego się i klnącego Junhyunga. Obezwładnili obłąkanego chłopaka i zaprowadzili do radiowozu.
Gdy do Jieun dotarło, co właśnie się stało, podbiegła do leżącego na ziemi Yoseoba.
- O matko! Oppa! Nic ci nie jest?! Co ja wygaduję! Pewnie, że coś ci jest! Bardzo boli? – zmartwiona dziewczyna zasypywała go kolejnymi pytaniami, na które odpowiedź była oczywista. Yoseob tylko się uśmiechnął. Podniósł się na kolana, po czym Jieun pomogła mu wstać.
- Bardzo cię zranił? – spytała ze łzami w oczach i dotknęła lekko rozcięcia na jego czole. Chłopak skrzywił się z bólu, więc szybko zabrała rękę.
- To nic takiego. To tylko powierzchowna rana… - Uśmiechnął się.
- Och, oppa… - rozpłakała się i rzuciła się mu na szyję. Wtuliła się w niego, pragnąc jego ciepła. Yoseob dotknął jej podbródka i zmusił ją do spojrzenia mu w oczy. Jego oczy były szczęśliwe. Pochylił się i pocałował ją delikatnie, uważając na jej rozciętą wargę. Gdy odsunął się od niej, w jego radosnych oczach pojawiły się łzy.
- Kocham cię, Szczeniaczku. – powiedział czule.
- Nie nazywaj mnie tak. – odparła przez łzy.
- Kocham cię, Jieun.
- Ja ciebie też, Yoseob.

~~*~~

1 komentarz:

  1. Bohaterka musiała być bardzo emocjonalna jak wkurzała się na Yoseoba tak bardzo za rzeczy typu: zapomniał o tym co mówiłam, nie powiedział mi, że wyjeżdża na tydzień. Wkurzała mnie.. xd Junhyung pasuje mi na takiego złego typa ;3 oneshot mi się podobał ^^ dobre opisy i ogólnie miodzio :D
    PraLe maknae fighting!

    OdpowiedzUsuń