28.08.2015

'Przypadkowe zauroczenie' Vernon x Hye Won

Witam! Wreszcie napisałam tego ficzka. Mam nadzieję, że będzie się podobał. Teraz niestety mam coraz mniej czasu na pisanie opowiadań. Szkoła, soczewki i wiele wiele innych rzeczy. Nie przedłużając, zapraszam do czytania! Proszę także o komentarze z uwagami. :) ~Jieun



Siedziałam z przyjaciółką pod szkołą. Za pięć minut miały się zacząć lekcje, a ja z JiSong plotkowaliśmy na temat chłopaków - jak to typowe dziewczyny.   
-On jest taki słodki. - wyjęczała Azjatka wbijając wzrok w plecy chłopaka, który siedział odwrócony na ławce dwadzieścia metrów od nas   
-To zagadaj do niego. - zaproponowałam   
Dziewczyna spojrzała na mnie oburzona.  
-Jak ty to sobie wyobrażasz? Nie mogę ot tak do niego podejść. To on ma wykonać pierwszy ruch.  
Jisong już taka była. Bała się porozmawiać z jakimkolwiek chłopakiem, który jej się podobał. Ja natomiast mogłam normalnie podejść i się zapytać o byle głupotę. Szkoda, że nie było w tej szkole żadnego interesującego chłopaka.   
-Nie bądź taka staromodna. Wzdychasz już do niego dwa miesiące, a nawet z nim nie pogadałaś.  
-Aj, Hyewon! Nie wiesz jakie to jest uczucie, kiedy się jest zakochanym. - westchnęła dziewczyna  Zmarszczyłam brwi.   
-Masz rację, ale wolę się w nikim nie zakochiwać, bo nie chcę zachowywać się jak ty. - wymruczałam lekko zirytowana  
Wkurzał mnie już ten temat miłości. Dotąd nie miałam żadnego chłopaka, a tym bardziej nikt mi się nie podobał. Po za tym teraz mnie interesowała tylko i wyłącznie nauka. No i koszykówka.  
-Czy ty mnie właśnie obrażasz? - spytała flegmatycznie Jisong   
Rozbawiła mnie swoim tonem głosu. Uśmiechnęłam się. Taką Song najbardziej lubiłam.   
-Oczywiście, mój ty zajączku. - zasepleniłam ze słodyczą  
-Yah, HyeWon! Nie mów tak na mnie! - wykrzyknęła z udawanym oburzeniem  
Podniosłam się i odwróciłam się do siedzącej dziewczyny. 
 -Chodź, zaraz będą lekcje.  
 -Czemu jesteś taka bezduszna... - wyjęczała wstając  
Widziałam jak rzuciła tęskne spojrzenie na plecy chłopaka. Ruszyłyśmy pewnym krokiem do szkoły. Właśnie spinałyśmy się po schodach, gdy zabrzmiał dzwonek.   
-Kurcze, a ja jeszcze muszę iść do szafki! - poinformowałam zestresowana przyjaciółkę, kiedy znaleźliśmy się na korytarzu  
-Tylko się pośpiesz, aby cię Konica nie przyłapała. - poradziła   
Popędziłam przez szkolny korytarz. Mijałam uczniów stojących pod swoimi szafkami, którzy podobnie jak ja zapomnieli je wziąć przed lekcją. Od jutra będę brać podręczniki od razu po przyjściu do szkoły, nakazałam sobie w myślach. Już za zakrętem znajdowała się moja szafka i już prawie skręcałam, gdy nagle na kogoś wpadłam. Mignął mi tylko przed oczami kolor granatu mundurka, kiedy wtem poczułam niespodziewany ból rozlewający się po całej głowie. Upadłam na posadzkę nieco zdezorientowana, aby złapać równowagę. Wystający łokieć boleśnie uderzył w podłogę. Zacisnęłam jeszcze mocniej powieki. Ramię zapaliło się żywym ogniem. Ktoś miał ewidentnie zbyt wystające kości, pomyślałam z wściekłością lekko przytłumioną bólem.   
-Ej, nic ci nie jest? - nagle usłyszałam męski głos  
 Zdrową ręką chwyciłam się za czoło, aby chociaż trochę uciszyć pulsujący ból. Nawet nie chciało mi się otwierać oczu, aby zobaczyć z kogo się wydobywa ów głos. Słyszałam jak ktoś niezgrabnie przykucnął obok mojego ciała. Czyjaś ręka chwyciła moje ramię i kilka razy nią potrząsała. - Ej, żyjesz? - głos jeszcze raz się zapytał  
Nie, jestem trupem, warknęłam w myślach. Czemu tak się głupio pytał? Toż oddycham i się ruszam. Uch, kolejny tępy osobnik płci męskiej. Ale chociaż głos miał przyjemny. Taki z akcentem. Podniosłam z trudem powieki i ujrzałam męską twarz pochylającą się nade mną. Ot, zwykły chłopak. Podłużna twarz otoczona ciemnymi włosami sięgającymi poniżej ucha z nieco wysuniętym podbródkiem, para skośnych oczu, okrągły nos, wąskie usta. Nie ma czym się zachwycać. Jednak w jego wyglądzie coś mi nie pasowało. W jego urodzie było coś takiego... innego. Nie wyglądał jak typowy Koreańczyk. Tak, tą twarz na pewno zapamiętam. A najciekawsze było w tym, że nie kojarzyłam go. Niby już w tej szkole uczę się dwa lata i prawie każdego znam chociaż z imienia, ale tego chłopaka widzę pierwszy raz.  
-A jak myślisz? - odpowiedziałam nieco opryskliwie 
-Przepraszam, nie zauważyłem cię. - przeprosił podając mi rękę, aby mi pomóc wstać 
 Odkleiłam wreszcie rękę od czoła, po czym wstałam na własnych siłach ignorując jego wyciągniętą dłoń. Nie potrzebowałam jego pomocy.  
-Oczywiście. - warknęłam wymijając go 
Chciałam pójść po tą durną książkę, ale znów mi w tym przeszkodził. Złapał mnie za bolące ramię.  
-Ej, czemu jesteś taka niemiła? - spytał się przybierając zirytowany wyraz twarzy 
W pierwszej kolejności chciałam wyszarpaćkę z uścisku, ale próby uwolnienia się jeszcze bardziej naraziłyby moją kończynę na ból.  
-Jestem bardzo miła. A teraz puść moją rękę. - zarządziłam mierząc go poważnym wzrokiem 
Nie dość, że nie puścił to jeszcze bardziej zacisnął dłoń. Mimowolnie skrzywiłam się. Nie czułam kompletnie ręki. Nie mogłam nią ruszyć w żadną stronę. Nie wiem czy on sam zobaczył udrękę na mojej twarzy czy wreszcie dał sobie spokój z tym czemu jestem taka wredna.  
Trzymając się za chorą kończynę wyminęłam go i pomaszerowałam w stronę szafki. Czułam jak łzy cisnęły się do oczu, ale nie pozwoliłam im wypłynąć. Nie jestem z tych słabych dziewczynek, które na każdym kroku płaczą, aby ktoś nad nimi się zlitował. O nie, nie, ja mam swoją dumę. Głowa wręcz pękała w szwach. Chciałam jak najszybciej się gdzieś położyć i trochę odpocząć, bo raczej nie dam rady spokojnie usiedzieć na lekcji. Zamiast iść do szafki, skierowałam się w stronę gabinetu higienistki, który mieścił się na drugim końcu szkoły. Nie odwróciłam się za siebie ani razu. 

~*~ 

Spojrzałam ponuro na gips. Tak, mam założony gips. Po wstępnych oględzinach pielęgniarka zarządziła, abym zadzwoniła do rodziców. Kiedy moja mama przyjechała na miejsce, higienistka wyjaśniła pokrótce, że ręka jest złamana i jedynym wyjściem jest pojechanie do lekarza. Tak oto nie poszłam na lekcje i dorobiłam się gipsu na całej długości kończyny. Na szczęście była to prawa ręka, a nie lewa, więc spokojnie mogłam pisać. Trochę lepiej było z głową. Wyrósł mi tylko bolący guz na potylicy. Jisong już o wszystkim wiedziała, podobnie jak cała moja klasa. 
Siedziałam właśnie w swoim pokoju czekając aż wreszcie przyjdzie przyjaciółka i da mi lekcje, gdy nagle drzwi się roztwarły na całą szerokość, a do pomieszczenia wpadła ona sama.  
-Nie uwierzysz co dzisiaj się stało, kiedy ciebie nie było! - krzyknęła od progu 
-No opowiadaj co się działo na lekcjach. - podsunęłam się na łóżku, aby zrobić jej miejsce 
Usiadła gwałtownie. Po jej minie było widać, że jest bardzo podekscytowana.  
-Do naszej klasy dołączył nowy uczeń! - zapiszczała  
Wyczuwam nowego tumana, pomyślałam kąśliwie. Nie wiem czemu zachowywałam się tak w stosunku do chłopaków. Po prostu to samo z siebie wychodziło i nie mogłam nad tym zapanować. Nagle mi się przypomniał Azjata z korytarza.  
-Jak ten chłopak się nazywa? - spytałam ostrożnie 
Jeśli on okazałby się tym winowajcą to nie wróżę, abyśmy się zaprzyjaźnili. 
Dziewczyna chwilkę pomyślała po czym oznajmiła: 
-Hansol Chwe i chyba ma na drugie Vernon, ale nie jestem pewna. Mieszkał dotąd w Stanach. 
Zmarszczyłam brwi. Dziwne te drugie imię. Postanowiłam, że jeszcze spytam się Jisong o jedną rzecz, aby się upewnić. 
-A opiszesz mi go z wyglądu? 
-Ma takie dłuższe włosy, twarz taka podłużna, lekko koścista... - zamyśliła się - Po prostu musisz go zobaczyć, bo jego nie da się opisać tak po prostu. 
Jęknęłam chowając twarz w jednej dłoni, bo druga była unieruchomiona gipsem. Rysopis przedstawiony przez przyjaciółkę idealnie opisywał chłopaka z korytarza. Super, teraz będę w klasie z tym frajerem, który nie umie chodzić... Już zaczynałam od nowa swoją litanię hejtów w stronę nieznajomego, kiedy Jisong przerwała moją falę nienawiści: 
-To ten chłopak, na którego dzisiaj wpadłaś? - zapytała lekko zdziwiona 
W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową. 
-Jest ładny. - oznajmiła - I lubi koszykówkę... 
Koszykówka. Mój ulubiony sport. Trenuję go od przeszło dwóch lat. Na każdym treningu punktualnie się stawiałam. To była moja pasja życia. Ale teraz nawet nie będę mogła grać. I przez kogo? Przez tego idiotę.   
-Nie wkurzaj mnie jeszcze bardziej, okej? - irytacja wręcz się ze mnie wylewała - Przez niego nie będę mogła chodzić na treningi, a niedługo mamy ważny mecz... 
Byłam zirytowana, wkurzona i przede wszystkim, zrozpaczona. I co ja mam teraz robić? Gips muszę jeszcze nosić przez miesiąc.  
-Hyewon, nie martw się. To tylko miesiąc, tak? Szybko przeleci i będziesz mogła wrócić do treningów.  
Spojrzałam na nią groźnym wzrokiem, po czym westchnęłam. Miałam tego już dość. Okazało się, że chłopak, który złamał mi rękę będzie chodził do tej samej klasy co ja. I do tego lubi koszykówkę! To było ponad moje siły.  
-I wiesz, że Hansol przyjaźni się z SoonYoungiem?- zapytała jeszcze bardziej podniecona 
-Po prostu daj mi lekcje - wymruczałam przyciskając palcami czoło 
Słyszałam jak dziewczyna sięga po torbę i wyjmuje książki. 

~*~ 

Następnego dnia musiałam niestety pójść do szkoły. Czekałam właśnie na Jisong pod naszym ulubionym drzewem rosnącym naprzeciwko liceum, gdy nagle ujrzałam GO. Tak, to był na 100% on. Tej twarzy się nie zapomina. Siedział odwrócony w moją stronę razem z jakimiś chłopakami dwadzieścia metrów ode mnie. Koło niego siedział Soonyoung, ukochany Jisong. Idealnie w tym samym momencie na siebie popatrzyliśmy. Miałam ochotę wstać, podejść do niego i przywalić mu w łeb. Po czym zacząć krzyczeć jakim on jest idiotą, a potem rozryczeć, że nie mogę trenować przez najbliższy miesiąc 
Chłopak wygiął wargi w uroczym uśmiechu. Zacisnęłam zęby nie odwzajemniając uśmiechu, po czym odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę szkoły nie czekając przyjaciółkę. 
Wyciągając podręcznik od angielskiego usłyszałam jak ktoś oparł się o sąsiednią szafkę. Nawet nie spojrzałam na tego ktosia. Zatrzasnęłam drzwiczki i ruszyłam w stronę schodów prowadzących na wyższe piętro.  
-Hej! - usłyszałam za swoimi plecami 
Odwróciłam się krzyżując się spojrzeniami z Vernonem. Ubrany w granatowy mundurek szkolny i z rozczochranymi włosami stał dwa metry dalej ode mnie.  
-Jak z ręką? -spytał się wsadzając dłonie do kieszeni 
Zmroziłam go wzrokiem. Jeszcze ma czelność się pytać. 
-A co cię to obchodzi? - warknęłam  
-No wiesz, to przeze mnie masz rękę w gipsie.. - zarzucił grzywką, która opadła mu uroczo na oczy 
Zaraz, zaraz. Uroczo? Co ja sobie myślę? Nigdy ten idiota nie będzie mi się podobać. Szybko wyrzuciłam myśl, że jego grzywka jest urocza. Nigdy więcej takiego myślenia, przykazałam sobie w myślach. 
-Zgadza się, to ty mi ją złamałeś. Przez kolejne trzydzieści dni nie będę mogła trenować, a zbliżają się ważne rozgrywki. Więc po prostu daruj sobie pytania na temat mojej ręki, dobra? - odparłam 
Oczy momentalnie mu rozbłysły.  
-Co trenujesz? - spytał się wyraźnie zaciekawiony 
-Koszykówkę.  
Obserwowałam jak jego usta rozciągają się w szerokim uśmiechu. Miał śliczny uśmiech. Chyba ucieszył go fakt, że też tak jak on ćwiczę ten sam sport.  
-Oo, to super! Ja też uwielbiam grać w koszykówkę. - oznajmił podekscytowany 
Nie wiedziałam co mam odpowiedzieć. Stałam tam jak kołek besztając siebie za sądzenie, że ma ładny uśmiech, gdy nagle pomiędzy nas wpadła Jisong 
-Hyewon, czemu nie czekałaś na mnie? -zapytała wyraźnie urażona 
Wzruszyłam ramionami. 
-Poszłam po książkę, aby później nie biec i na kogoś nie wpaść. - spojrzałam wymownie na chłopaka 
Dziewczyna chyba dopiero go zauważyła. Odwróciła się lekko zaskoczona.  
-Hansol! - wykrzyknęła uradowana - Jak tam drugi dzień w nowej szkole? 
Azjata zmienił pozycję wyraźnie zmieszany.  
-Przebiega wręcz wyśmienicie, na razie nikomu nic nie złamałem. To jest sukces, co nie, Hye Won? - odparł mrużąc oczy    
Uśmiechnęłam się z przesadną słodyczą. 
-Jestem z ciebie niezwykle dumna. Jisong, chodź. Musimy pójść do biblioteki. - zarządziłam odwracając się na pięcie 
Dziewczyna od razu nie ruszyła za mną. Idąc po schodach słyszałam jak żegna się z Vernonem: 
-Przepraszam cię za nią, ona nie jest taka. Muszę już iść, spotkamy się na wf! - po czym popędziła za mną 

~*~ 

Miałam ochotę wielką ochotę coś walnąć. Nie, żebym była jakąś niewyżytą dziewczyną, która ma wiecznie okres, ale w tamtej chwili chciałam jakoś rozładować wzbierającą się we mnie złość. Postanowiłam, że pójdę na boisko znajdujące się dwadzieścia minut drogi od szkoły. Lekcje skończyły się dziesięć minut temu, a mi się nie chciało wracać do domu. Jisong wybierała się na dodatkowe lekcje matematyki, więc na nią nie mogłam na razie liczyć. Zajęcia minęły spokojnie. Hansola ignorowałam. On chyba w sumie mnie też. Mam nadzieję, że tak będzie do końca roku. Tuż po wyjściu z klasy natknęłam się na HeoJun, ona też tak samo jak ja należała do drużyny koszykarskiej 
-Hej, HyeWon. - uśmiechnęła się wrednie - Słyszałam, że nie będziesz przez miesiąc ćwiczyć. Jaka szkoda.  
Zmierzyłam ją lodowatym wzrokiem. Jeszcze jej brakowało. Działała mi na nerwy nawet swoją obecnością. Nigdy za sobą szczególnie nie przepadałyśmy. 
-Mam nadzieję, że nie spartoczysz kilku... och, przepraszam, kilkunastu akcji jak ostatnim razem. - odpowiedziałam zirytowana przywołując ostatnie rozgrywki, w których Heojun nie zdobyła żadnego punktu 
Prychnęła pod nosem i odeszła.  
Dochodziłam właśnie do mojego ulubionego miejsca na przesiadywanie. Popchnęłam drucianą bramkę, a po chwili znalazłam się na boisku. Widziałam jak kilku nastolatków gra zawzięcie w koszykówkę. Rzuciłam okiem na trybuny ustawione po bokach, były na szczęście puste. Wdrapałam się na samą górę, po czym opadłam z ulgą na ławeczkę. Torbę odrzuciłam na bok, a nogi położyłam na trybunie przede mną. Obserwowałam jak chłopaki grali. Pewnie grają amatorsko, pomyślałam widząc jak któryś z nich przypadkowo opuścił piłkę.  
Po chwili na boisko weszła kolejna grupa chłopaków. Rozpoznałam wśród nich Wonwoo, mojego kolegę z sąsiedztwa. Razem z nim szła piątka innych Azjatów. Znałam ich prawie wszystkich, Soonyoung, Jihoon, Mingyu i Jisoo. Tylko jednego nie mogłam skojarzyć. Szedł tak, żebym nie mogła zobaczyć jego twarzy.  
Zmarszczyłam brwi, kiedy nieznajomy chciał wygonić grających chłopaków:  
-Teraz nasza kolej. 
Znałam skądś ten głos. Na pewno go dzisiaj gdzieś słyszałam. Stało się wszystko jasne jak słońce, kiedy chłopak się odwrócił w stronę kolegów. Vernon. Znów on. Momentalnie zniknął gdzieś mój dobry humor.  
Wstałam zabierając swoją torbę. Spokojnym krokiem przeskakiwałam nad trybunami, a tym czasie grający dotąd chłopacy powoli schodzili z boiska.  Najpierw zobaczył mnie Wonwoo, a potem cała zgraja odwróciła się w moją stronę. 
-Hejka Hye! - najwyraźniej się ucieszył  
-Siema! Hej! Cześć! - usłyszałam powitania pozostałych 
-Cześć. Przyszliście pograć? - kiwnęłam głową w stronę boiska  
-Dzisiaj odwołali nasz trening. Trener zachorował. - poinformował mnie Jihoon  
Wszystkich ich lubiłam. Czasami nawet razem graliśmy w koszykówkę.  
-A jak twoja ręka? -usłyszałam głos Mingyu 
-Jeszcze parę tygodni i będę mogła już grać. 
Porozmawiałam z nimi jeszcze przez kilka minut zauważając, że Vernon mierzy mnie uważnym wzrokiem, po czym zabierałam się do wyjścia, gdy nagle zmaterializował się przy moim boku Hansol 
-Jednak możesz być miła. - stwierdził  
-Owszem. Czasami mam takie przebłyski. 
Uśmiechnął się pod nosem.  
-To może się wreszcie pogodzimy? - zaproponował wyraźnie zawstydzony - Nie chcę mieć takich złych relacji z tobą. 
Spojrzałam na niego. Pojedyncze kosmyki włosów opadały mu na czoło. Był taki uroczy. Coraz częściej przyłapywałam siebie na zachwycaniu się nad urodą Vernona. Nie chciałam sobie tego przyjąć do wiadomości, ale po prostu mi się podobał. To było chore. Zakochałam się w gościu, który złamał mi rękę. 
Wyciągnęłam dłoń w jego stronę. 
-Zgoda. - uścisnął mi dłoń  
Trwaliśmy w tym uścisku patrząc sobie w oczy, a świat przestał istnieć. Miał takie piękne oczy. Czułam jak powoli tracę kontakt z rzeczywistością. Nagle poczułam potrzebę jego pocałowania, gdy nagle to wszystko pękło niczym bańka mydlana. 
-Vernon! - tę piękną chwilę przerwał krzyk Wonwoo - Będziesz grać?! 
Chłopak zamrugał kilka razy odrywając wzrok. Jak oparzony puścił moją dłoń.  
-Ja muszę już iść... No to do jutra Hyewon. - i odszedł  
Trochę mnie to zabolało. Szybko się reflektowałam i wyszłam z boiska rozmyślając co się przed chwilą stało. Chciałam go pocałować! To jest niedorzeczne, że po dwóch dniach 'znajomości' zakochałam się w nim. Miotały mną sprzeczne emocje. Z drugiej strony, lubię go. Owszem, połamał mi przypadkowo rękę, ale przeprosił. Przypomniało mi się swoje zachowanie w stosunku do niego. Westchnęłam ciężko. Tak mi było teraz wstyd. Zatopiona we własnych myślach ruszyłam w kierunku domu.  

~*~ 

Idąc przez szkolny dziedziniec z Jisong pod bokiem zauważyłam jedną niepokojącą rzecz. Nigdzie nie widziałam Vernona. Nie siedział on ze swoimi kolegami na ławkach. Na ich stałym miejscu spotkań siedzieli tylko Soonyoung i Wonwoo. Coś tu ewidentnie nie pasowało.  
-Jisong pójdziesz przodem? Zaraz cię dogonię. - poprosiłam przyjaciółkę 
Dziewczyna zmarszczyła tylko brwi, po czym ruszyła w stronę budynku. Luźnym krokiem podeszłam do siedzących chłopaków. 
-Hej chłopaki, co tam? - zagadnęłam mimochodem siadając obok Wonwoo 
Szczerze mówiąc trochę mnie to nie interesowało, ale musiałam jakoś zacząć rozmowę. Obaj mieli dość poważne miny, a kiedy się dosiadłam Won posłał mi tylko słaby uśmiech. 
-Jakoś leci. -odpowiedział Soon- Vernon wczoraj miał wypadek. 
Czułam jak moje serce na chwile się zatrzymuje.  
-Gdzie? Co mu się stało?- zapytałam zaniepokojona  
-Przypadkowo go popchnąłem jak graliśmy w kosza i...  głową zaczepił o siatkę... - Wonwoo zacisnął usta  
-Leży w szpitalu? - ciągle się dopytywałam coraz bardziej zdenerwowana  
Obaj kiwnęli głową. Uzyskawszy adres szpitala, w którym leżał Vernon popędziłam do szkoły. Musiałam to wszystko opowiedzieć dla Jisong. Znalazłam ją pod jej szafką. Wyciągała właśnie podręcznik od biologii, kiedy ja wpadłam gwałtownie na metalową szafkę obok.  
-Słuchaj, musisz mnie zwolnić ze wszystkich lekcji. - wyrecytowałam z szybkością karabinu maszynowego  
Dziewczyna popatrzyła się badawczo.  
-Czemu? Coś się stało?  
-Tak, Hansol miał wypadek i leży teraz w szpitalu. - coraz bardziej się niecierpliwiłam  
Azjatka wytrzeszczyła oczy z niedowierzaniem.  
-Ale jak to? Chcesz go teraz odwiedzić? 
-Tak, proszę, zwolnisz mnie z lekcji? - poprosiłam błagalnym tonem 
Westchnęła przeciągle zamykając drzwi od szafki. 
-Dobra, idź. Ale jak wrócisz masz mi wszystko wytłumaczyć. 
Szybko ją uścisnęłam, po czym pobiegłam do wyjścia. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w szpitalu. Postanowiłam, że pójdę na skróty przez park, który znajdował się za budynkiem. Jedyny problem stanowiła siatka biegnąca wokół szkoły. Uspokoiłam trochę krok, aby jakoś wtopić się w tłum i nie wyglądać jak uciekinier. Kiedy znalazłam się na tyłach placówki znów zaczęłam biec. Na szczęście nikt tędy się nie przechadzał. Zatrzymałam się dopiero przy metrowej siatce. Chwyciłam wystające druty zaginając je jak najniżej ziemi. Na szczęście słupki stały daleko od siebie, więc  udało mi się ją zagiąć co najmniej do połowy. Trzymając dalej siatkę postawiłam na próbę jedną stopę. Upewniona, że mogę spokojnie na niej stanąć przerzuciłam drugą kończynę. Szybko zeszłam z ogrodzenia, które momentalnie się wyprostowało do pierwotnego kształtu. Obejrzałam się za siebie czy nikt aby nie widział mojej ucieczki. Nie było żadnej żywej duszy. Pognałam przez park.                
Już po dwudziestu minutach znalazłam się pod gmachem szpitala. Idąc normalną drogą zajęłoby mi to około o połowę czasu więcej. Weszłam przez oszklone drzwi do recepcji. Oddychając ciężko po ciągłym biegu podeszłam do lady, za którą siedziała starsza Azjatka. 
-Przepraszam, czy tu leży... - szukałam w myślach nazwiska i imienia Vernona - Hansol Chwe? 
Recepcjonistka wstukała coś w komputer.  
-Tak, sala numer sto osiemnaście, piętro trzecie. - odpowiedziała znużonym głosem 
Podziękowałam szybko i popędziłam schodami. Kiedy znalazłam się na owym piętrze, rozglądałam się na numerami sal. Idąc w głąb korytarza wreszcie odnalazłam drzwi prowadzące do pomieszczenia, w którym leżał Hansol. Ostrożnie popchnęłam je rozglądając się po sali. Wszystkie łóżka były wolne oprócz jednego. Leżał tam z zamkniętymi oczyma przykryty śnieżnobiałą kołdrą. Do ręki miał podłączoną kroplówkę. Zamknęłam drzwi jak najciszej umiałam, po czym podeszłam do jego łóżka. Przysiadając się na krańcu materacu dostrzegłam, że jest straszliwie blady. Na głowie miał owinięty bandaż, a ciemne włosy zostały porozrzucane po poduszce. Wyglądał tak mizernie.  
Nagle chłopak otworzył oczy wyczuwając, że ktoś mu się przygląda.  
-Hyewon?! - poprawił się na poduszce - Co ty tu robisz?! 
Zmieszałam się. Nie wiedziałam co mam powiedzieć. 
-Słyszałam, że trafiłeś do szpitala i... No przyszłam, żeby cię odwiedzić. - wybrnęłam nerwowo ściskając gips na ręce 
-A lekcje? - spytał się podejrzliwie 
Wzruszyłam ramionami oznajmiając: 
-Uciekłam.  
-Uciekłaś ze szkoły, aby mnie odwiedzić? - Azjata lekko mi nie dowierzał 
Czułam jak rumieńce wpełzają mi na policzki. Spuściłam głowę, aby ich nie zobaczył. Tymczasem on podsunął się w moją stronę. Dzieląca nas odległość niebezpiecznie się zmniejszyła. Widziałam jak się uśmiecha.  
-Podobam ci się? - spytał z szerokim uśmiechem chwytając mnie za zdrową rękę  
Nie mogłam z siebie nic wykrztusić. Siedziałam tak zawstydzona, kiedy on wyszeptał mi do ucha: 
-Ty mi też.

3 komentarze:

  1. Scenariusz bardzo mi się spodobał. Mimo trzech błędów, jakie wychwyciłam (dwa pamiętam, zaraz je wytknę) było ok.
    Oto błędy, które pamiętam:
    " Razem z nim szli piątka innych Azjatów. " - moim zdaniem zamiast słowa "szli", powinno być "szła".
    Drugi błąd jest taki, że użyłaś słowa "oczów", a powinno być "oczu". Pierwszej formy używano kiedyś i, z tego, co mi wiadomo, teraz jest niepoprawna ~
    Fakt, że on jej się zaczął podobać po tym, jak złamał jej rękę, trochę mnie śmieszy, ale i takie rzeczy się zdarzają x3
    Życzę weny!

    shakeupmyheart.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za poprawkę~ ^^ Już poprawiłam. Niestety każdemu zdarzają się pomyłki. W przyszłości będę bardziej uważać na takie gafy. ^~^

      Usuń
  2. Tak jak wcześniej już mówiłam, forma mojego komentarza pozostawi wiele do życzenia, przepraszam :*
    Czytając spisywałam swoje feelsy i teraz przepisze je tutaj :P
    Po pierwsze: kocham tą dziewczynę XD Jest zajefajna.
    Wystające kości Vernona XD Nie wiem, czemu ale rozbawiło mnie to ;)
    Kocham tą dziewczynę x2
    Gupi Vernon, zamiast przynajmniej odprowadzić do higienistki to poszedł se na lekcję (co za logika, kto woli chodzić na lekcje? XDD)
    "Frajer, który nie potrafi chodzić" Oboje na siebie wpadliście LOL
    Vernon jest kjut.
    Oczy, włosy i uśmiech Vernona są kjut.
    Myślałam, że on umarł, wpadł pod samochód czy coś XD
    Nie ma to jak ucieczka ze szkoły, żeby spotkać chłopaka, którego praktycznie się nie zna XD Znam to...
    Podsumowując: Kjut, według mnie to nie była miłość tylko zauroczenie i to przedstawione w genialny sposób <3

    OdpowiedzUsuń